Ciekawostki z ...InformacjeKraj

Kraj: Prawa wyborcze kobiet w Polsce

Do wyborów pozostały już tylko trzy dni. Do ciszy wyborczej – dwa. Odkąd tylko ogłoszono termin tychże wyborów jesteśmy bombardowane z każdej strony reklamami dotyczącymi tego, by kobiety szły głosować. Skąd pomysł na takie afisze? Dlaczego to właśnie do kobiet przede wszystkim chcą dotrzeć kandydaci?

Przez ostatnie lata frekwencje pokazują, że kobiety nie chętnie chodzą do urn. Zrzucają temat na mężczyzn mówiąc, że nie interesują się polityką. Ostatnio usłyszałam bardzo trafne stwierdzenie: „nie interesujesz się polityką, ale polityka interesuje się Tobą”. I to jest całkowita prawda! Jeden głos nie znaczy nic, ale 100 głosów ma już ogromne znaczenie. Biorąc pod uwagę, że kobiet w Polsce jest więcej, niż mężczyzn i patrząc na liczbę, chociażby moich koleżanek w znajomych na Facebooku mamy gigantyczny wpływ na wyniki każdych wyborów.

Kobiety bardzo długo walczyły o prawa wyborcze na świecie i w Polsce. I choć pierwsze wybory w Polsce do Sejmu Walnego odbyły się w 1493 roku, to kobiety po raz pierwszy mogły pójść do urn dzięki dekretowi wydanemu przez Naczelnika Państwa dopiero 28 listopada 1918 r., co było przełomowym wydarzeniem i punktem wyjścia dla dalszych działań na rzecz ukształtowania pozycji prawnej kobiet na równi z mężczyznami. Dekret ten wprowadził ordynację wyborczą do Sejmu Ustawodawczego, która przyznawała czynne i bierne prawo wyborcze kobietom, pozwalając im uczestniczyć w życiu politycznym na równi z mężczyznami.

Dziesięć dekad walki o prawa wyborcze, obok dostępu do edukacji, zajmowało wyjątkowe miejsce na liście postulatów wyrażanych przez polskie emancypantki. Kobiety w Polsce zdawały sobie sprawę, że to właśnie na tym fundamencie można zbudować społeczeństwo oparte na równości. Edukacja otwierała przed nimi drzwi do zawodów, dawała niezależność finansową, a także tworzyła możliwości rozwoju ich talentów i pasji. Prawo do głosowania i kandydowania w wyborach przekładało się na rzeczywisty wpływ na ustanawiane prawa i politykę, co pozwalało kobietom współkształtować kształt państwa.

Ruch emancypacyjny na ziemiach polskich rozwijał się od połowy XIX wieku, ale nabrał na sile w pierwszych dekadach XX wieku. W tym czasie kobiety na całym świecie domagały się równouprawnienia. Sytuacja Polek była jednak wyjątkowa, ponieważ Polski nie było na mapie świata przez długie lata. Wielkie brytyjskie czy amerykańskie sufrażystki naciskały na swoje rządy, aby uzyskać równe prawa. Aktywistki w Polsce były rozproszone w trzech zaborach, z różnymi ustawodawstwami, stopniem swobody politycznej i strategiami walki, ale również koniecznością współpracy z zaborcami. Dodatkowo Polki musiały stawiać czoło zarzutom, że powinny skupić się tylko na jednym celu: odzyskaniu niepodległości. W międzyczasie, te „bojowniczki” sprawnie integrowały postulaty feminizmu z działaniami niepodległościowymi. W końcu obie te sfery zmierzały w jednym kierunku: ku wolności, sprawiedliwości i równości – zarówno dla Polaków pozbawionych ojczyzny, jak i dla kobiet, które były pozbawione równych praw.

W pierwszej dekadzie XX wieku na ziemiach polskich zaczęła kształtować się działalność ruchu kobiecego. Aktywistki zakładały komitety, stowarzyszenia i związki, publikowały własne czasopisma i broszury, coraz wyraźniej domagając się swoich praw. W roku 1909 w Krakowie ukazała się broszura Kazimiery Bujwidowej z pytaniem, które zwracało uwagę: „Czy kobieta powinna cieszyć się tymi samymi prawami, co mężczyzna?”. W 1907 roku Paulina Kuczalska-Reinschmit założyła Związek Równouprawnienia Kobiet i rozpoczęła wydawanie czasopisma feministycznego „Ster” w Warszawie. W pierwszym numerze czasopisma zawarto manifest, w którym wyraźnie podkreślono, że prawo wyborcze stanowi kluczowy priorytet w walce o emancypację.

Postulaty ruchu emancypacyjnego były skierowane przede wszystkim do kobiet. Jednak ważnym celem stało się również zainteresowanie tą kwestią szerszego grona społeczeństwa, uświadamianie niezainteresowanych, przekonywanie sceptyków i dotarcie do tych, którzy w przyszłości mogliby wpływać na decyzje polityczne. Nie każdy czytał „Ster”, więc konieczne stało się znalezienie innych sposobów na zwrócenie uwagi opinii publicznej na problem nierówności praw kobiet.

W roku 1908 Komitet Równouprawnienia Kobiet postanowił wykorzystać zbliżające się wybory do Sejmu galicyjskiego. Działaczki przeanalizowały odpowiednie przepisy prawne i odkryły pewną lukę w nich. Na łamach „Zorzy Ojczystej” wyjaśniły: „A znalazłyśmy także w tej ustawie, że nigdzie nie jest wyraźnie powiedziane, że kobiety nie mogą być do Sejmu wybierane. Jest wyliczone, że nie mogą głosować, ani być wybieranymi ci, którzy np. byli sądownie karani za jakieś występki, a o kobietach nie ma mowy. Widać, że ci, którzy tę ustawę pisali, ani nie pomyśleli, że kobiety mogłyby kiedyś upominać się o swoje prawa. I przeczytawszy to, pomyślałyśmy sobie, że najlepiej będzie, już przy tych wyborach ogłosić, że kobieta staje jako kandydatka na posła do Sejmu.”

Rolę nieoficjalnej kandydatki przyjęła Maria Dulębianka, malarka i aktywistka feministyczna. Organizacje kobiece zorganizowały kampanię z plakatami, programem wyborczym i wiecami. Kandydaturę Dulębianki poparły Polskie Stronnictwo Ludowe i Koło Oświatowe Postępowych Kobiet. Ostatecznie Maria Dulębianka zdobyła ponad 500 głosów. Od samego początku było jasne, że ten sposób nie wprowadzi kobiety do Sejmu, ale to nie był główny cel działaczek.

Podobne cele przyświecały organizatorkom Zjazdu Kobiet Polskich w Warszawie w 1917 roku. Poprzednie zjazdy, organizowane od 1905 roku, były okazją dla aktywistek z różnych regionów Polski do współpracy i wymiany doświadczeń. W związku z tym, że niepodległość Polski zbliżała się, kobiety zamierzały przypomnieć o swoich postulatach. Na zjazd w Warszawie zaproszono polityków, dziennikarzy i przedstawicieli różnych grup społecznych. Justyna Budzińska-Tylicka, która otwierała zjazd, podkreśliła to wyraźnie.

W listopadzie 1918 roku organizatorki Zjazdu Kobiet Polskich udały się z delegacją do Józefa Piłsudskiego. Justyna Budzińska-Tylicka i Maria Chmieleńska przedstawiły Naczelnikowi deklarację, w której wzywały do przyznania kobietom równouprawnienia politycznego. 28 listopada Piłsudski podpisał dekret przyznający prawo wyborcze każdemu obywatelowi, bez względu na płeć.

Wybory do Sejmu Ustawodawczego odbyły się 26 stycznia 1919 roku, ale w trakcie trudnego okresu kształtowania się Rzeczypospolitej aż do marca 1922 roku przeprowadzano wiele dodatkowych wyborów. Ostatecznie do parlamentu dostało się osiem Polek reprezentujących różne środowiska polityczne: Gabriela Balicka, Jadwiga Dziubińska, Irena Kosmowska, Maria Moczydłowska, Zofia Moraczewska, Anna Anastazja Piasecka, Zofia Sokolnicka oraz Franciszka Wilczkowiakowa.

Choć Polki zdobyły prawo wyborcze, to nie oznaczało to automatycznie zaniku wszystkich nierówności, uprzedzeń społecznych czy zakorzenionych stereotypów. Organizacje kobiece nadal pozostawały ważnymi instytucjami (w 1936 roku szacowano, że obejmowały 200 tysięcy Polek), a aktywistki wciąż miały wiele pracy do wykonania. Przykładowo, wiele zawodów nadal pozostawało zamkniętych dla kobiet, a niektóre stanowiska były trwale zdominowane przez mężczyzn. Wspierając tę sprawę, senatorka V kadencji, Anna Szelągowska-Paradowska, która była jednym z organizatorów Zjazdu Kobiet w 1917 roku, oraz urzędniczka bankowa na wysokim szczeblu, aktywnie promowały pracę zawodową kobiet. Zofia Moraczewska, posłanka Sejmu Ustawodawczego i Sejmu III kadencji, z kolei założyła Związek Obywatelskiej Pracy Kobiet w 1928 roku.

Jak widać, przeszłyśmy bardzo długą drogę by móc głosować i kandydować w wyborach. Uważam, że jesteśmy wręcz zobowiązane do upamiętniania polskich aktywistek poprzez udział w głosowaniu. Biorąc pod uwagę, co mówią na ten temat niektórzy politycy pytanie do niegłosujących nasuwa się jedno: „Czy naprawdę chcemy zaprzepaścić te wszystkie lata, kiedy kobiety walczyły o równość i ostatnie 100 lat, kiedy te prawa mogłyśmy wykorzystywać?” Jest wciąż na świecie tyle krajów, gdzie kobiety wciąż o to walczą, a my, mając taką możliwość z niej nie korzystamy. Tak, jak byśmy zapomniały, co nasze przodkinie dla nas zrobiły i tego nie doceniały…

KOW
Fot. Freepik