Okiem zwykłego mieszkańca / felieton Ariela /
Na sam początek zadam Wam pytanie: Czy magia świąt zanika? Co sobie w głowie odpowiedzieliście? Jedni powiedzą „tak”, drudzy, że „nie”. Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Zależy co rozumiemy przez wyrażenie „magia świąt”. Jedni uwielbiają wszelkie gadżety świąteczne, inni tylko czekają na te wigilijne przysmaki, a pozostali zastanawiają się co znajdą w tym roku pod choinką. Jasne, wszystkie te elementy ze świętami są fantastyczne na swój sposób. Tylko czy zanim dojdzie już do celebrowania tego wyjątkowego okresu nie jesteśmy tym wszystkim zmęczeni?
Ze sklepów dopiero co zniknęły znicze czy kwiaty związane z Dniem Wszystkich Świętych. I jak za pomocą czarodziejskiej różdżki półki sklepowe zapełniły się bombkami, Mikołajami, łańcuchami, reniferami, światełkami i różnymi podobnymi. Z głośników wybrzmiewają piosenki z dzwoneczkami sygnalizujące, że święta tuż, tuż. W telewizji większość reklam już obrazuje nam śnieg za oknem, wyczekiwanie na Mikołaja, choinkę pod którą czekają już prezenty, a gospodyni w kuchni kończy dekorować ostatnie dania. No kurczę, ale mamy listopad! Czy to nie za wcześnie?
Pierwszą pracę na pełny etat jaką podjąłem było to stanowisko sprzedawcy w sklepie w jednym z hipermarketów. Powiem Wam szczerze: okres świąteczny był dla nas najtrudniejszy. Duże natężenie pracy, a klientów było więcej niż zwykle. Pracowałem w dziale, który rok w rok odpowiadał za wszelkie gadżety świąteczne czyli wcześniej wymienione bombki, łańcuchy, światełka, choinki itp. Wierzcie mi, że pod koniec listopada już nie miałem ochoty patrzeć na te wszystkie produkty. Jak słyszałem „Jingle Bells” lub „Last Christmas” najchętniej wyszedłbym z siebie i stanął obok. „A gdzie tam Wigilia i Boże Narodzenie” – mówiłem zrezygnowany. Gdzieś ta magia świąt we mnie zgasła nim tak na dobre okres przedświątecznego handlu się rozkręcił. Gdy w domu trzeba było ubrać choinkę, spakować prezenty czy pomóc w kuchni, robiłem to bardziej z konieczności nie mając przy tym odrobiny radości. Święta były dla mnie momentem wyresetowania się, kompletnego wyłączenia i odpoczynkiem. O celebracji nie było mowy.
W handlu nie pracuję już kilka lat, a mimo to, nadal nie czuję tej magii. Nie jest to raczej spowodowane moją przeszłością zawodową. Kiedy rozpoczyna się świąteczne szaleństwo? Właśnie na początku listopada pojawia się słynna reklama z ciężarówką pewnego napoju gazowanego. W sumie już teraz w telewizji większość spotów zawiera motywem świątecznym. Są jednak sieci sklepów, które gadżety świąteczne potrafi wyeksponować we wrześniu! Czemu ma to służyć? Jestem nawet w stanie zrozumieć, że pewne rzeczy lubimy planować z wyprzedzeniem, ale błagam – wczesną jesienią?! Chyba sami sobie robimy krzywdę.
Z okresu młodzieńczego pamiętam, że przygotowania do świąt rozpoczynały się dwa tygodnie przed Bożym Narodzeniem. Wtedy to poszukiwało się odpowiedniej choinki, potem okazywało się, że większość bombek jest potłuczona, a światełka nie święcą. Pojawiała się tam jakaś presja czasu, ale z perspektywy czasu było to sympatyczne zjawisko, do którego wracamy z uśmiechem. Gdy podchodziło się do takiego stoiska ze świątecznym asortymentem, wszystko robiło na Tobie świetne wrażenie, byliśmy podekscytowani, ponieważ czekaliśmy na to tyle czasu. Dzisiaj robiąc zwyczajne zakupy, mijamy beznamiętnie półki z świątecznymi gadżetami, ponieważ nic się nie zmieniło od kilku tygodni. Jest tego już za dużo i nie mamy z tego frajdy. A właściwie ja nie mam.
Pewne rzeczy robimy za szybko, za nagle. Nie potrafimy już chyba wstrzelić się w odpowiedni moment, bo liczy się zasada „kto pierwszy ten lepszy”. Cały rok kalendarzowy możemy podzielić na kilka okresów: najpierw jest nawałnica reklam o wyprzedaży samochodów z poprzedniego rocznika, potem jest wysyp serduszek, następnie jest wojna majonezowo-żurkowa. W dalszej kolejności są przygotowania do grilla, zaś okres wakacyjny to albo oferty Last Minute lub liczne promocje na materiały remontowo-budowlane. W połowie lata robimy dzieciom „krzywdę” przypominając, że za chwil parę będzie „Witaj szkoło”, zaś jesienią przypominamy sobie, że mamy słabszą odporność. Potem wiadomo, dynie, znicze i Boże Narodzenie. I tak nam właśnie mija rok. W dużym medialnym skrócie.
Gdzie jest miejsce na radość ze świąt? Jeżeli jest u Was to bardzo się cieszę, bo widocznie jesteście odporni na przedterminowe akcje promocyjne. Wiem, że magia świąt to nie jest tylko to, co zauważamy dookoła. To przede wszystkim wszystko, co jest w nas w środku. Jednak będąc bombardowanym całą świąteczną otoczką o wiele za wcześnie, jakoś nie potrafię przeżywać tych świąt jak za młodzieńczych lat.
Jakkolwiek podchodzimy do Świąt Bożego Narodzenia – z magią czy bez – to zawsze ktoś przy rodzinnym stole podczas ostatniego dnia celebrowania narodzin Chrystusa wypowie te słynne i każdemu znane słowa: „Święta, Święta i po Świętach…”
To był felieton „Okiem zwykłego mieszkańca”. Bo jestem zwykłym mieszkańcem Knurowa.
Pozdrawiam, Ariel Wojdowski
Fot. Canva