Kultura i rozrywkaRegion

Kilofem wyryte wspomnienia…

Starzy ludzie mają to do siebie, że czasami mimo woli wracają pamięcią do dawnych minionych czasów. Z racji swoich życiowych doświadczeń, mają do tego prawo, a pokora której nauczyło ich życie każe uważać, że ich wspomnienia nie są pozbawione prawdy. Młodzieńcza pycha dawno została pogrzebana, a na jej miejsce wyrosło brzemię, życiowych doświadczeń.

Czas oczekiwania na ,,Zmartwychwstanie Pańskie” – ,,Wielki Post” to dobry czas na powroty do wiary także tej całkiem ziemskiej – której zaczyna nam brakować – także. Niosąc w plecaku życia, ciężar kilkudziesięciu przeżytych lat, widziało się to i owo, to i owo także się przeżyło…

Życie moje jak większości moich kamratów toczyło się wokół lub raczej w bliskim sąsiedztwie spraw związanych z górnictwem…
I tu rozpoczyna się mój sen o tym, co i jak było kiedyś… O tym jak to wszystko wygląda dziś, nie trzeba nam marzyć, zmagamy się z tą prawdą na jawie;

Wraca czas moich młodzieńczych lat, kiedy to jako świeżo upieczony młodszy górnik wkraczałem w świat podziemnego górniczego żywota. Dyrektor kopalni był panem i bogiem swojego gospodarstwa. To on decydował, ilu ludzi w danym czasie należy przyjąć, wspólnie z nim decydowali o tym jego doradcy.
Na miejscu dbano o to, by towar który zakład ,,wyprodukuje” został możliwie jak najkorzystniej dla kopalni sprzedany. To o czym wspominam w oczach niektórych ekspertów może zakrawać dziś na kpinę, o czym ten staruch gada?… Z pokorą wyznaję, że są to słowa człowieka który widział to wszystko z boku a od kuchni mogło to wyglądać jak się spodziewam tylko nieco inaczej, i tak wyglądało to o niebo lepiej niż dziś o czym jestem przekonany, bo też dziś przeżywam smutną rzeczywistość śląskiego żywota, na własnym starym grzbiecie.

Czy zatem marzy nam się powrót do tego, co jeszcze nie tak dawno obalaliśmy? Na miły Bóg oczywiście nie, lecz w tym miejscu należałoby użyć słów, które jakby już kiedyś słyszeliśmy – ,,Boże, nie o to przecież walczyliśmy”.

Pamiętamy doskonale bzdurny świat socjalistycznej Polski;
Warto przy tej okazji wspomnieć, aby być całkowicie pogodzonym z prawdą, także o kompletnych wariactwach które w tamtych czasach miały miejsce. Grono ówczesnych inżynierów wymyśliło współzawodnictwo między oddziałami drążącymi chodniki nazywając to ,,szybkościowym drążeniem chodników”, podobnie rzecz się miała w ścianach, wspominać o tym trudno, bo najlepiej byłoby zapomnieć. To co się jednakże wtedy przeżywało pozostanie w ,,kościach” i pamięci na zawsze.
Pieniądze lały się niczym rzeka, nas czyli tych którzy kilka razy na szychtę wylewali z gumiaków swój pot, zadowalały ochłapy (głupie ryle, już słyszę te komentarze) nie dla nas były wielkie nagrody nie tylko finansowe zresztą, za to, po takim wyścigu stawaliśmy się ludzkimi wrakami.
Do głowy nikomu w tym czasie, nie przychodziło coś takiego jak prywatyzacja. Należy także wspomnieć o tych całkiem dobrych, gospodarskich można by było rzec pomysłach, za materiał złomowy wywieziony z kopalni, górnicy otrzymywali premie pieniężne (pieniądze to były niewielkie ale były) dostawał każdy, od ładowacza po kierownika oddziału.

Gospodarskim okiem;

Aby dla zakładu wydobywczego wychodziło jak najtaniej, na terenie kopalń działały zakłady produkujące wszystko, co dało się na miejscu wytworzyć. Skracało to czas transportu tychże materiałów do oddziałów dołowych, które czekały na segmenty betonowe do zabezpieczania ociosów, sprawne po remoncie stojaki, części obudów itd.
Place drzewa były własnością kopalń. Tam poza magazynowaniem i gromadzeniem materiału przygotowanego do natychmiastowego opuszczenia w razie potrzeby na dół kopalni, prowadzono także sprzedaż drewna opałowego, które wytransportowane z zarabowanych chodników, połamane, na dole tylko zawadzały. Wyprowadzony na powierzchnię drewniany złom, odsprzedawano za niewielkie pieniądze, materiał ten mógł zatem zostać po raz kolejny spożytkowany, były z tego niewielkie wprawdzie ale zawsze jakieś pieniądze dla kopalni (biedni ludzie, i nie tylko oni, chętnie zaopatrywali się w te odpady drewna).
Na terenie zakładów wydobywczych, w ramach praktyk zawodowych, zajęć praktycznych uczniów szkół górniczych, prowadziło się naprawy prostych podzespołów takich jak stojaki Valent*, stojaki hydrauliczne SHC, prowadziło się regeneracje wielu prostych urządzeń, które były bardzo potrzebne w pracy pod ziemią. Uczniowie pod okiem wykwalifikowanych instruktorów nabywali doświadczenia, poznawali budowę maszyn i urządzeń górniczych. Tak wyszkolony górnik potrafił zadbać o urządzenie które przyszło mu obsługiwać na dole, wiedział jak powinno się z daną maszyną obchodzić aby pracować przede wszystkim bezpiecznie i efektywnie.
Bieżące naprawy przeprowadzane były więc na miejscu, nie było konieczności wysyłania tych podzespołów do oddalonych od kopalni firm, a więc odpadały koszty transportu. W stanowiskach diagnostycznych na miejscu badano sprawność danego urządzenia przed wysłaniem na dół, do przodków czy ścian.
W warsztatach elektrycznych na terenie kopalń, wykwalifikowane brygady fachowców, dokonywały napraw wszelkich urządzeń elektrycznych, które ulegały częstym awariom podczas prac pod ziemią, wszyscy ci ludzie byli pracownikami kopalni, tworzyli jakby jeden ciąg produkcyjny. Czy to wszystko należało zmienić, na rzecz prywatyzacji?…

10389341_1051201284933089_2401202212678504469_n

Tak było kiedyś, a jak jest dziś?
Panuje powszechna wśród ,,ludu pracującego” opinia że;
,,Górnictwo + prywatyzacja = wodzionka*”

Pytają samych siebie ludzie, z bagażem życiowych doświadczeń (nie eksperci). Czy dobrym pomysłem byłoby gdyby na moim podwórku, ktoś obcy nagle zabrał się za produkcję tego co sam do niedawna produkowałem, bo było to potrzebne w dalszym procesie wytwarzania przeze mnie pewnych produktów finalnych? A na dodatek teraz jestem zmuszony mu płacić.
Już słyszę głosy oburzonych ekspertów głoszących piękne hasła ,,PRYWATYZOWAĆ, NAJLEPIEJ WSZYSTKO, WSZĘDZIE I OD RAZU”… ,,HOLA – HOLA MOŚCI PANOWIE, WSZAK DEMOKRACJA I WOLNE MEDIA, I KAŻDY BY TYLKO NIE OBRAŻAĆ, WYPOWIEDZIEĆ SIĘ MA PRAWO;
(niestety, wydaje nam się, że efekty tylko częściowego sprywatyzowania zakładów wydobywczych są aż nadto widoczne, i bolesne). Nie ma już dziś placów drzewa którymi zawiaduje kopalnia, nie ma już zakładów (betoniarni) które produkują żelbetowe elementy osłon chodników których właścicielem byłaby kopalnia. Głoszone są modne dziś hasła kopalnia to zakład wydobywczy, łaźnia, cechownia, kilka biur, stacja ratownictwa, kilka jeszcze innych koniecznie potrzebnych działów i koniec… Czy tak jest taniej? Te pytania zadają ludzie, słysząc dziennie powtarzane w mediach słowa mówiące o braku opłacalności wydobycia polskiego węgla. ( Tylko patrzeć jak św. Barbara stanie się w oczach niektórych możnych niepotrzebna, a może by tak dało się także sprywatyzować wiarę?).

Wszyscy szukają dziś pieniędzy, a może szukamy ich nie tam gdzie trzeba? Zamiast grozić górnikowi, że może dojść do zawieszenia 14 pensji na przykład, należałoby przypomnieć sobie jak było kiedyś. Prostym ludziom ,,na dole”, wydaje się, że gdyby tak, wyrzucić na pysk idiotyzmy PRL-u, takie jak ,,wyścigi”, prace w niedziele na apel 1 sekretarza PZPR, co doprowadzało górnika do szewskiej pasji, bowiem jak pamiętamy, po szczęśliwym skończeniu sobotniej szychty już układało się plan wyjazdu z rodziną do Wisły czy Ustronia a może z kamratami w laubie zagramy w skata po mszy niedzielnej, a do tego sznapsik albo browarek?
Niestety, zanim górnik opuścił bramę kopalni w owym czasie, trzeba mu było sprawdzić listę obłożenia, a tam jak byk na czerwono widzi, że jego oddział z czego powinien być dumny został wytypowany do niedzielnego fedrunku, na apel szanownego towarzysza 1 sekretarza.
I jeszcze jedna tajemnica nie odgadniona tak na prawdę przez nikogo;
Nie do pomyślenia było nawet w świecie tak odwróconym do góry nogami jak czasy PRL -u, aby emeryt który nabył szczęśliwie prawa do zasłużonej emerytury, po jakimś czasie podejmował pracę w swoim macierzystym zakładzie lub też nieco tylko od niego oddalonym.
Otóż stało się to możliwe z chwilą rozpoczęcia prywatyzacji kopalń. W rzeczy samej dziwne to pomysły. Na prosty rozum, otrzymałeś prawa jako emeryt ciesz się, fajfka, browarek i skat w laubie i koniec chłopie – zrobiłeś swoje, daj popracować młodym….
Niestety dziadkowie czujący w sobie jeszcze ,,potencjał”, chętnie z różnych przyczyn są przyjmowani w firmach prywatnych, nikt nie pyta, czy przypadkiem człowiek który ma już na chleb, i ma z czego żyć, nie zabiera miejsca młodemu zdrowemu człowiekowi który założył rodzinę i wystaje pod bramą kopalni, bo może przyjmą, nikt też, nie zastanawia się nad tym, czy aby tym sposobem nie nakręcamy bezrobocia, mamy wrażenie mówią młodzi ludzie, że tylko nas to w tym kraju obchodzi – a więc o co właściwie chodzi?…

Być może jest na to logiczne wytłumaczenie, że tak jest dobrze i tak powinno być, trudno to jednak zrozumieć ludziom którzy z racji swojego wieku i sił, nie mogą otrzymać pracy a ten który już zapracował, dalej się produkuje i zbiera kolejne wypłaty… Szukamy pieniędzy, obarczamy winą górnictwo za wszystkie zło, czy jednak przyczyn tego zła nie należy szukać w innym miejscu?
,,Krowę doić można tylko o określonych porach. Nie da się czerpać z wymiona i tylko czerpać bez końca, nie dając w dodatku nic w zamian. Prosty, prymitywny to wręcz przykład, czy aby nie pozbawiony odrobiny racji”?

Jest co wspominać z tej naszej górniczej roboty, ale gdyby tak tą gangrenę, czerwoną patologię wyciąć, której w górnictwie było sporo, pozostawiając same tylko dobre pomysły których tudzież było, oj było, wydaje się, że nie tylko nam staruchom, ale naszym synom górnikom, ich rodzinom, a także wszystkim obywatelom naszego pięknego choć nie docenianego przez nas samych kraju, żyłoby się o wiele lepiej, albo nawet całkiem dobrze.
W materiale tym, nie znajdziemy wyliczeń, wykresów, eksperckich opinii i projektów. Proza śląskiego życia i zaglądająca bieda nie tylko do śląskich mieszkań w tekście tym została zawarta. Kto wie, może te akurat proste słowa każą się komuś zastanowić, czy aby nie czas, na działanie które zapobiegnie śląskiemu i naszemu polskiemu dramatowi. Bo to przecież nasza wspólna sprawa…
Polska budowała potencjał gospodarczy na Śląsku…
To kolejna bzdura, i temat zastępczy. Co mają na celu tego typu wypowiedzi? Jest na to prosta odpowiedź – niech się plebs i gawiedź, obrzuca błotem a nawet kamieniami. My w tym czasie będziemy robić swoje. Przerabialiśmy już to kiedyś, a prawda jest taka, że o tą wielką sprawę jaką jest Polska a Śląsk jej częścią, trzeba nam zadbać samym, i pamiętać trzeba o tym, iż był taki czas, że wspólnie potencjał państwa był budowany. Nie czas na prześciganie się, kto dał i zrobił więcej. O zdrowie MATKI bowiem dbać muszą jej córki i synowie, sami bez niczyjej pomocy, pamiętaliśmy o tym wszyscy kiedyś. Czyżby coś nam umknęło, czyżbyśmy o czymś zapomnieli, a może ktoś każe nam o tych wartościach zapomnieć? Jeżeli tak, to czas sobie o naszym wspólnym obowiązku przypomnieć… Czas także skończyć z mianem lepszego Polaka i gorszego. W śląskiej rodzinie nie stwarzano różnic lepszej córki gorszego syna i odwrotnie, wszyscy mieli jednakowe prawa i obowiązki.

Z wielkanocnym pozdrowieniem ,,Smacznego jajca i mokrego śmiyrgusa, życzy stary gornik w niykoniecznie wiosynnym nastroju” – toż pyrsk”.

Wodzionka*; Potrawa jednodaniowa ludzi biednych. Wystarczyło odrobina wrzątku, do tego niewiele smalcu, jeżeli był. Koniecznie ząbek czosnku, pokrojony w kostki chleb, i danie gotowe, przyprawiało się do smaku solą.

Stojak Valent; Stojak cierny podporowy. Obejmuje 22 podstawowe wielkości, od 450 mm do 4500 mm w stanie wysuniętym. Zakres podporności od 200 do 400 KN ( więcej na www.moj.com.pl )

Swoimi doświadczeniami przeżytymi w górnictwie podzielił się Tadeusz Puchałka.