Kawaleryjka 2018 okiem Tadeusza Puchałki
KAWALERYJKA 2018
Szczególna bo 10 Kawaleryjka przechodzi do historii. Każda z tych imprez plenerowych organizowanych przez Piotra Kulczynę, od początku nosiła tą samą nazwę, lecz każda była zupełnie inna od poprzedniej. Ta dziesiąta była szczególna pod wieloma względami. Tym razem nie było kolejnej rekonstrukcji bitwy z udziałem polskiej kawalerii. W miejsce tego wydarzenia Kulczyna postanowił zorganizować przemarsz szwadronu kawalerzystów oraz pododdziałów klas mundurowych z Knurowa, harcerzy ZHR i wielu organizacji i grup rekonstrukcyjnych, które w barwnym korowodzie także przy udziale rodzin z dziećmi przemaszerowały ulicami Sośnicowic.
Kawał historii Rzeczpospolitej przetoczył się w sobotnie przedpołudnie ulicami tego niewielkiego górnośląskiego miasteczka. – Nie byłoby wspomina Kulczyna ani tej pierwszej, ani tej jubileuszowej dziesiątej „Kawaleryjki”, bez zaangażowania w to przedsięwzięcie moich przyjaciół. Należy tu na samym początku podziękować Nadleśnictwu Rybnik, oraz panu Januszowi Foltysowi – Nadleśniczemu, który od zawsze wspiera naszą inicjatywę, i z troską dogląda czy aby czegoś nie brakuje. Te same słowa uznania należą się jego zastępcy Pawłowi Hajdukowi. Wiele zawdzięczam dodaje główny organizator, władzom Gminy Sośnicowice i pani burmistrz Ewie Waliczek, a także Policji, i strażakom, które to służby zabezpieczały całość imprezy. Nie wolno zapominać o grupie Ratownictwa Medycznego z Rybnika, członkowie tej grupy ratowników wspomagają nasze działania od początku. Zabezpieczają imprezę pod względem medycznym zarówno podczas biegów terenowych jak i na miejscu, są dosłownie na każde wezwanie, zawsze gotowi i oddani, to wspaniali ludzie dodaje Kulczyna, bez nich nie wyobrażam sobie żadnej imprezy. Dziesiąta „Kawaleryjka”, miała kolejny dodatkowy stopień trudności, bowiem dla koni poruszanie się twardą asfaltową nawierzchnią to duże wyzwanie, należy się liczyć z urazami, zaś przemarsz szwadronu przez miasto, a więc przy wzmożonym ruchu to kolejne wyzwanie dla służb zabezpieczających, a więc także naszych zmotoryzowanych medyków. Wszystko to sprawiało, że ratownicy czuwać musieli ze zdwojoną mocą i zaangażowaniem, za ten wysiłek dodaje leśniczy należą im się największe słowa uznania. Dziesiąty jubileusz to okazja do złożenia podziękowań wielu osobom zaangażowanym w to przedsięwzięcie, tak więc niech mi będzie wolno wymienić osobę rotmistrza Kawalerii Ochotniczej III Pułku Ułanów Śląskich Zbigniewa Kamczyka Godowskiego wspomina Piotr Kulczyna, człowiek ten od samego początku stanowi wzór silnego fundamentu całości imprezy, a także wszelkich uroczystości związanych z kawaleryjskimi zwyczajami, historią, etc…
Są ludzie, którzy dzięki swojej pasji starają się wskrzesić historię, odrodzić w nas ducha patriotyzmu na zdrowych normalnych zasadach, do takich zapaleńców należy z pewnością prezes GRH „Powstaniec Śląski” Kazimierz Piechaczek, to Jemu i Jego Ludziom należą się słowa gorących podziękowań, dodaje Kulczyna, bowiem, członkowie tej organizacji bezinteresownie zgłaszają się do mnie i nie pytając o wynagrodzenie, tworzą piękną oprawę naszej Kawaleryjki. Sierżant Sławomir Tokarz, pedagog, wychowawca, Policjant, trener człowiek z serduchem do młodzieży, to dzięki Jego postawie, a także wielu wychowawców knurowskiej klasy mundurowej, mamy się czym pochwalić. Pododdziały klas mundurowych z Knurowa stanowią bez wątpienia wizytówkę Powiatu Gliwickiego, a dziś stanowiły wspaniałą oprawę naszej jubileuszowej imprezy plenerowej, która w założeniach miała być rodzinnym świętem radości, bez podtekstów politycznych dodaje organizator. Kawaleryjka nasza, miała być skromnym darem dla Ojczyzny w 100 lecie odzyskania przez Nią niepodległości. Myślę, dodaje Piotr Kulczyna, że po raz kolejny udało się, lecz jest coś, na co trzeba nam zwrócić baczną uwagę: Nie bójmy się słowa patriotyzm podkreślał wielokrotnie, i zacznijmy to uczucie traktować w sposób normalny, bez skrajności. Przykładem właściwego rozumienia tego słowa jest knurowska młodzież, a więc jest to możliwe, trzeba tylko odpowiednio pewne także trudne kwestie potrafić przekazać.
Dziewiąty czerwca w Sośnicowicach, naznaczony był wieloma symbolami, które z pewnością przejdą do historii nie tylko miasta, ale całego regionu. – Na początku szwadron kawalerii w pełnym oporządzeniu, tuż za oddziałem kawalerii maszerowała klasa mundurowa, Poczet Sztandarowy i biało czerwona złożona na rękach jednego z uczniów, dalej Grupa Rekonstrukcji Historycznej „Powstaniec Śląski”, delegacja Strzelca Rzeczpospolitej, harcerze ZHR, Grupa Aktywności Fizycznej z Rybnika, której członkowie w późniejszym czasie zabezpieczali część nieoficjalną imprezy na terenie leśniczówki, przemarsz zamykały „Borsuki” Piotra Kulczyny, którzy od lat podobnie jak członkowie rodziny leśniczego wykonują „czarną robotę”, bez której tak naprawdę żadna impreza nie mogłaby się odbyć. Do przemarszu dołączyła wraz z osobami towarzyszącymi pani burmistrz. Jako gospodarz miasta odebrała raport od dowódcy pododdziałów, na maszt została wciągnięta biało czerwona flaga i odśpiewany został hymn narodowy, a nieco później na prośbę komendanta marszu Piotra Kulczyny, burmistrz przekazała zasłużonym osobom pamiątkowe odznaki. – tuż po tej ceremonii otwarło się niebo i Stwórca poczęstował nas tęgą ulewą, nie przeszkodziło to jednak w kontynuowaniu części nieoficjalnej, gdzie był czas na gawędy przy ognisku i dobrą zabawę.
Jest jeszcze coś o czym należy wspomnieć, z chwilą kiedy przychodzi czas podsumowania plenerowej imprezy w smolnickiej leśniczówce. Szkoda, że wielu fotoreporterów głodnych taniej sensacji nie zauważa szczegółów, które dają o sobie znać na długo przed rozpoczęciem każdej z imprez, podobnie jest z kawaleryjką Piotra Kulczyny. Warto być obecnym w leśniczówce na długo przed rozpoczęciem oficjalnych uroczystości, można wtedy być świadkiem przygotowań, także głównych bohaterów tej imprezy a więc koni, widać wtedy ile pracy trzeba włożyć w samo przygotowanie wierzchowca. Obserwacja ta, pozwala na właściwe spojrzenie na wiele spraw, można także spotkać w tym czasie wiele ciekawych postaci, takich jak Jacek Gala po którego opowieści zupełnie inaczej będziemy spoglądać na białą broń, zaś o szabli ułańskiej potrafi opowiadać bez końca. Ze Szczyrku przyjechał do leśniczówki podporucznik Andrzej Jamro lekarz weterynarii III Pułku Ułanów, którego wujek został zamordowany w Katyniu. Te spotkania są dziełem przypadku, bez uprzedniego przygotowania, i może właśnie dzięki temu, są tak ważne.
Spotkania przy ognisku tuż po zakończeniu imprezy, to kolejna szansa na spotkanie wielu „tematów”, i ani się spostrzeżesz a za ścianą lasu zajaśnieje blade poranne słoneczko. Minęła noc, nastał nowy dzień. Dogasa ognisko, leśniczy kończy kolejną opowieść. Czas wracać. Tak kończą się spotkania u Piotra Kulczyny, mimo wszystko, zawsze trochę żal, że coś się skończyło, a na „projekcję kolejnego odcinka”, trzeba nam poczekać kilka miesięcy.
Tadeusz Puchałka