V Festiwal Żuru w Stanicy w naszych dwóch odsłonach
V FESTIWAL ŻURU STANICA 2017 ZA NAMI.
Organizacją tej niecodziennej plenerowej imprezy zajął się tradycyjnie Sołtys Stanicy Krystian Konieczny wraz z członkami Koła Chłopa, KGW Stanica oraz Gminnym Ośrodkiem Kultury. Tym razem do konkursu stanęli mężczyźni wspomnianej męskiej organizacji i zajęli zaszczytne wyróżnienie w kategorii „Najlepszy żur”. Warzyć żur poradzom chłopy, że hej.
Miejsce pierwsze zajęły gospodynie z Żernicy, a jak wspomniała pani prezes nie tylko warzyć potrafią, ale też rzeźbić, malować a przede wszystkim dbają o zachowanie śląskich tradycji i kultury. Paniom dzielnie towarzyszył sołtys Jerzy Kurzal, chwaląc panie za zdobycie pierwszego miejsca z dumą podziwiał dyplom, zachwalając przy tym zaradność żernickich gospodyń.
Trzecie miejsce przypadło członkiniom KGW Wilcza, żuru oczywiście jak zwykle zabrakło i nic dziwnego, wszak po zapachu, który po nim pozostał należy sądzić, że udał się gospodyniom tym razem jak nigdy dotąd.
Państwo Russin z Leboszowic zgarnęli wyróżnienie, lecz aby z żuru chłop był jak z muru potrzeba tęgich dodatków, a z tego państwo Russin słyną od lat.
Wiele wyrobów domowej roboty wystawiły tradycyjnie członkinie Stowarzyszenia Pilchowiczanie Pilchowiczanom, które to panie zdobyły 2 miejsce w kategorii „Najlepszy żur’. Mają panie z Pilchowic w swoim gronie nie tylko kucharki pierwszej klasy ale i artystki rękodzieła najróżniejszego gatunku, było więc na czym oko oprzeć. Z pewnością jedną z atrakcji festiwalu był strój regionalny rodem z Bawarii, który przywdziała na tą okazję jedna z pań. (Piykny, ale co nasze ślonske to nasze)
Dla każdego jak zwykle było coś miłego, dzieciaki miały do dyspozycji szeroki wachlarz najróżniejszych zjeżdżalni, a na scenie publiczność zabawiał magik. Dla pań zadbano o dobrze wyposażone stoiska z kosmetykami, pomyślano także o złotym trunku bez którego na Górnym Śląsku na imprezach ani rusz. Pogoda tym razem dopisała podobnie jak publiczność, która przybyła do Stanicy z najdalszych zakątków gminy.
Relacja: Tadeusz Puchałka