Okiem zwykłego mieszkańca / felieton Ariela /
Okiem zwykłego mieszkańca
/ felieton Ariela /
Zapewne jesteście już zmęczeni tematem wyborów samorządowych, ale postanowiłem jeszcze jedną kwestię poruszyć. Gdy piszę ten felieton trwa jeszcze głosowanie i nie znam oficjalnych wyników. Patrząc jednak na dane frekwencyjne na godzinę 17:00 podane przez Państwowej Komisji Wyborczej mogę jednak z pełną stanowczością stwierdzić, że nowym Prezydentem Miasta Knurowa został kandydat o danych osobowych „Mam Wywalone”.
Na 27 448 osób uprawnionych do głosowania, zaledwie 7 131 z nich postanowiło w niedzielę (przypominam, to stan na godzinę 17:00) udać się do lokali wyborczych i oddać swój głos. To niecałe 26%… w mojej opinii to wstyd, dramat i jedno wielkie nieporozumienie.
Ponad 70% knurowian postanowiło na ten czas olać wybory i pozostawić wybór innym. A tyle jest narzekania, pretensji marudzenia i lamentu w przestrzeni publicznej. Zadziwiający jest ten paradoks, ponieważ gdy dostajemy szansę, by podjąć jakąś decyzję, mieć na coś wpływ, to kompletnie z tego nie korzystamy. Mam świadomość, że wybory samorządowe są „mniej popularne” od tych parlamentarnych, ale polityka lokalna powinna nam być bliższa i tak samo ważna.
Zastanawiam się czy tak słabe zaangażowane to efekt lenistwa? Kiepskiej świadomości? Braku zaufania? Znikoma edukacja obywatelska? Nie znam dokładnych danych, ale będąc oddać głos czy to w pierwszej turze, czy też w dogrywce, to nie widziałem młodych ludzi wśród wyborców.
Niedostateczne przygotowanie w szkołach do udziału w życiu publicznym prowadzi do obojętności jeśli chodzi o zainteresowanie sprawami samorządowymi. Może się mylę, ale większości młodych ludzi kompletnie nie interesują wybory na radnych, prezydenta miasta, do powiatu czy sejmiku. Sprawiają wrażenie, że ich te sprawy nie dotyczą, więc nie muszą iść głosować.
Generalnie słaby poziom edukacji obywatelskiej to kolejny kamień milowy na drodze do zrozumienia tej kwestii. Ludzie nadal twierdzą, że ich głos nie będzie miał aż tak dużego wpływu na ich codzienne życie, więc rezygnują z opcji pójścia na wybory.
Społeczne zmiany również mają wpływ na frekwencję wyborczą. W dzisiejszym zabieganym świecie, pełnym codziennych zmartwień i wyzwań, zainteresowanie sprawami samorządowymi często schodzi na dalszy plan. Ludzie borykają się z własnymi problemami, a polityka wydaje się być odległym luksusem, którym nie mają czasu się zajmować.
Niska frekwencja w wyborach samorządowych to symptom szerszego problemu, ale i pole do działania dla społeczeństwa, mediów, polityków i instytucji. Wiadomo, że to nie jest tylko i wyłącznie młodych wina, bo na wybory nie chodzą także ludzie w średnim wieku. Czasami zdarza się tak, że na drugą turę nie idą Ci wyborcy, dla których nie było kandydata, bo ich faworyt odpadł wcześniej. W dużej mierze nie mają na kogo oddać głosu więc postanowili zostać w domach.
Ja mam dość dziwne podejście jeśli chodzi o wybory. Nigdy nie odpuściłem możliwości oddania głosu. Wiecie dlaczego? Uważam, że gdy zagłosuję, to otrzymuję wówczas pełnoprawną zgodę na krytykowanie decyzji podejmowanych przez reprezentantów miasta czy kraju. Może należy odbierać prawo do narzekania tym, którzy na wybory nie chodzą?
Kiepska frekwencja to wyzwanie, które wymaga wspólnej pracy nad zwiększeniem zaangażowania obywateli, budowaniem świadomości społecznej i kreowaniem atmosfery zaufania oraz otwartości. Tylko w ten sposób polska demokracja będzie mogła zakwitnąć w pełni, z prawdziwym udziałem każdego obywatela.
To był felieton „Okiem zwykłego mieszkańca”. Bo jestem zwykłym mieszkańcem Knurowa.
Pozdrawiam, Ariel Wojdowski