Okiem zwykłego mieszkańca / felieton Ariela /
To był bardzo energiczny długi weekend. Dwa festiwale rockowe, występy lokalnych artystów, koncerty, turniej sportu mażoretkowego oraz pokazy taneczne kursantów z lokalnych szkół. Pięć dni, które były wypełnione wydarzeniami kulturalno-rozrywkowymi. I to wszystko odbyło się w Knurowie czyli w mieście, gdzie zdaniem niektórych kompletnie nic się nie dzieje.
Niestety, z oferty przygotowanej specjalnie dla mieszkańców skorzystało niewiele knurowian. Podziwiam dalsze zaangażowanie organizatorów tych wydarzeń, którzy mimo wszystko nie poddają się i nadal konsekwentnie z uporem maniaka próbują stworzyć eventy, które zachęcą lokalną społeczność do uczestniczenia w nich. Pewnie wielu z nas widząc kiepską frekwencję na imprezach dawno by się poddało i zatraciło dalszą chęć do kreatywnego myślenia.
Turniej sportu mażoretkowego czy Dzień Tańca w ramach Festiwalu Sztuki „ArtFest” na publikę nie mogły narzekać. Te dwa wydarzenia akurat cieszą się popularnością, choć złośliwi powiedzą, że sami uczestnicy robią sztuczny tłum, który imituje fałszywą wizję i przekonanie, że nagle pół Knurowa postawiło wyjść z własnych mieszkań. Żeby jednak z obrazować nasz brak zaangażowania i pewnego rodzaju ignorancję dla wydarzeń kulturalnych przytoczę tutaj osobę Jakuba Skorupy, który zagrał w minioną środę koncert w Domu Kultury w Szczygłowicach.
Nieco ponad pięćdziesiąt osób postanowiło kupić bilet i posłuchać utworów, które są doceniane w całym kraju. Nagroda „Odkrycie Empiku 2022” nie wzięła się przecież z przypadku, prawda? Koncerty Skorupy w Polsce cieszą się sporą popularnością, a on wraz z zespołem przemierzają setki kilometrów, bo wiedzą, że fani tego oczekują. A w Knurowie? Dramat! Nie wiem co sobie pomyślał Jakub, gdy zobaczył frekwencję na widowni, ale mógłby zwątpić w swój talent i rozpoznawalność. Przecież to jego rodzinne miasto i wielokrotnie w wywiadach czy informacjach medialnych artysta podkreśla swoje pochodzenie. Czyżby ten fakt nie dotarł do świadomości mieszkańców Knurowa?
Może jego muzyka jest zbyt ambitna dla typowego mieszkańca Knurowa? Możliwe, że po prostu nie jesteśmy gotowi na ten rodzaj dźwięku i wolimy coś prostszego? Nadal zadziwia mnie fakt, jak wiele osób nawet nie wie, że Kuba wywodzi się z naszego miasta. Mają one za to świadomość, że jest to znana persona i słyszały jego nazwisko oraz utwory kilkukrotnie w różnych stacjach radiowych. Jednak jak widać, to wciąż za mało aby przekonało mieszkańców by udać się na jego koncert, który zorganizowany był pod nosem. Czy można to zjawisko nazwać pewnego rodzaju ignorancją?
Macie prawo powiedzieć, że jestem nieobiektywny w dzisiejszym wpisie, bo są gusta i guściki, a każdy ma prawo słuchać tego czego chce. Knurów niegdyś stał muzyką rockową, a teraz wydaje się, że rock umiera w naszym mieście. W piątek w ramach Festiwalu Sztuki „ArtFest” odbył się Dzień Muzyki Rockowej, gdzie na scenie zaprezentowały się kapele z knurowskiej stajni HardRock. Wystąpiły: Claustrophonic, Eternus, Pandemic Silesian Band, Snake Tracer, On Your Own oraz Joe Palooka. Spora część tych zespołów bierze udział w różnych festiwalach, konkursach czy przeglądach, gdzie otrzymują nagrody i wyróżnienia. Joe Palooka ma na przykład ogromną szansę zagrać koncert podczas tegorocznego Pol’and’Rock Festival czyli dawnym Przystanku Woodstock więc to już powinno nam zasugerować, że nie jest to kapela anonimowa.
Tutaj kolejne rozczarowanie, ponieważ mało nie brakowało a muzycy, który przedstawili szeroki wachlarz rockowego brzmienia na wysokim poziomie graliby jedynie do mokrej trawy i ludzi z obsługi technicznej. Wiem, że pogoda nie zachęcała tego dnia by udać się na lokalny festiwal i to jest jakiś argument. Kilkanaście osób jednak zdecydowało się przyjść i wesprzeć knurowskich muzyków. „Nieliczni, ale fanatyczni” – tak można byłoby opisać publiczność, która postanowiła pojawić się pod sceną.
Nie wiem dlaczego nie potrafimy docenić tego co swoje, co lokalne z czym można się utożsamiać. Cudze chwalimy, a własnego nawet nie staramy się zauważyć. Jest to jednocześnie smutne i przerażające. Jesteśmy z jednej strony miastem cudownym i otwartym, ale zarazem bardzo kapryśnym. Obawiam się, że w niedalekiej przyszłości zabraknie organizatorom zapału do dalszej pracy lub proza życia zadecyduje inaczej i staniemy się kulturalną pustynią. Wtedy możemy zatęsknić za niektórymi wydarzeniami, które były organizowane w naszym mieście, ale na refleksje i postanowienie poprawy może być za późno…
To był felieton „Okiem zwykłego mieszkańca”. Bo jestem zwykłym mieszkańcem Knurowa.
Pozdrawiam, Ariel Wojdowski
Fot. własne