Ciekawostki z ...

Okiem zwykłego mieszkańca / felieton Ariela /

Okiem zwykłego mieszkańca
/ felieton Ariela /

Równo tydzień temu zmarł 8-letni Kamilek z Częstochowy, który został skatowany przez swojego ojczyma. Przez ponad miesiąc walczono o życie chłopca, który w Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach przeszedł szereg operacji i został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej. Mimo podjętych działań, ośmiolatek zmarł, a cała ta tragedia rozpoczęła narodową dyskusję poświęconej systemowi, który kolejny raz zawiódł i okazał się niewydolny…

Prawdę mówiąc żadnego systemu nie ma, jest on fikcją i niespełnioną wizją w głowach ustawodawców. Nagle po opublikowaniu informacji o śmierci chłopca politycy oraz opinia publiczna przerzucali odpowiedzialność na różne instytucje wskazując winnego. Z jednej strony pracownicy opieki społecznej, z drugiej pedagodzy czy sąd. Jednak, gdy spojrzymy na sprawę szerzej, to winni są wszyscy, także my.

Skąd ten wniosek? Śmiem zaryzykować stwierdzenie, że cała historia Kamilka to śmierć dziecka, z której nic nie wyniknie. Z każdym kolejnym dniem, po tym jak serce chłopczyka przestało bić, poznawaliśmy dzięki doniesieniom medialnym następne rozdziały z jego życia. Był to schemat, który powtarzał się od dawna i zapewne dotyczy wiele innych rodzin w Polsce. Niestety, w naszym kraju obrona życia i zdrowia dzieci jest tylko do momentu „wypchnięcia” ich z macicy, a później już można krzywdzić, głodzić, bić i przypalać. Życie narodzone ma już radzić sobie samo albo i nie, ale to już wtedy nie ma większego znaczenia. Nagle nikt nic nie widzi, nie słyszy… a jeśli nawet, to odwracamy głowę, bo to przecież nie jest nasza sprawa.

Przeglądam kalendarium wydarzeń z życia chłopca. Zaczynam się zastanawiać, co musiało się jeszcze stać aby sąd wcześniej zadecydował się na „zmiany zarządzeń opiekuńczych”? Kamilek uciekał z domu – nikt nie zauważył. Kamilek był regularnie torturowany – nikt nie zauważył. Okazuje się, że ojczym posiada bardzo bogatą przeszłość i nikt nie spróbował połączyć „kropek” (lub zrobił to nieudolnie) by uchronić chłopczyka przed cierpieniem. Wszystkie podjęte kroki przez wszelakie instytucje, które mogły lepiej zareagować ocierają się o absurd. A najsmutniejsze jest to, że przez kilka tygodni pozałamujemy ręce, powyzywamy w internecie wszystkich winnych, a później sprawa ucichnie i wszystko wróci do „normy”. Zapewne nic się nie zmieni w temacie regulacji prawnych dotyczących przemocy domowej i za jakiś czas ponownie usłyszymy o podobnej tragedii.

Najbardziej przeraża niemoc niektórych osób, które obserwowały z bliska całą tą historię. Przecież słabo opłacany pracownik opieki społecznej nie wejdzie siłą do mieszkania, by uchronić chłopczyka przed cierpieniem. Nauczyciel nie będzie się pojedynkował z ojczymem na gołe pięści. Sąsiedzi zapewne nie chcieli robić sobie problemów i nie podjęli się interwencji. Kurator i sąd? Mam wrażenie, że wypowiedzieli konwencję antyprzemocową i pilnowali świętości rodziny dając przy tym przyzwolenie na maltretowanie Kamilka. Kolejny raz zawiedli ludzie i ich obojętność…

W przeszłości do przemocy rodzinnej dochodziło w moim bloku. Były krzyki, przekleństwa, odgłosy bójki i to w różnych porach dnia. Pewnego wieczoru uznałem, że czas z tym skończyć i wezwałem patrol policji. Mundurowi dość szybko pojawili się na miejscu i po kilku minutach wyprowadzili oprawcę z mieszkania. W rozmowie z policjantami okazało się, że nikt wcześniej nic nie zgłaszał by coś złego działo się pod wskazanym adresem. Trudno mi uwierzyć, że żaden z sąsiadów nie słyszał tych hałasów. Akurat na to byli głusi, cóż za zbieg okoliczności, prawda? Cała sprawa zakończyła się w taki sposób, że ofiara podziękowała za interwencję, ponieważ sama wstydziła zgłosić się po pomoc.

Możliwe, że zareagowałem na czas i nie doszło do tragedii. Kamil tyle szczęścia nie miał, ale to nie pierwsza i nie ostatnia ofiara sadystów. Ilu takich Kamilków żyje w Polsce? Setki? Tysiące? A ilu jest takich w Knurowie? Statystyki nie podadzą prawidłowej liczby dzieciaków, które cierpią i dziennie są maltretowane. To wiedzą tylko zamknięte ściany…

Czy nasze społeczeństwo wyciągnie wnioski z tej całej historii? Dyskusja i pamięć o chłopcu szybko przeminie, a temat wróci jak bumerang jeśli dojdzie następnej podobnej sytuacji, gdzie za późno odpowiednie służby i instytucje zareagują. Państwo kolejny raz okazało się bezużyteczne w sprawie ochrony najmniejszego oraz najsłabszego i trudno oczekiwać, że nagle dojdzie do rewolucji i zmieni się podejście urzędników oraz sędziów na wszelkie tego typu patologie.

To był felieton „Okiem zwykłego mieszkańca”. Bo jestem zwykłym mieszkańcem Knurowa.
Pozdrawiam, Ariel Wojdowski
Fot. Canva