Okiem zwykłego mieszkańca / felieton Ariela /
Okiem zwykłego mieszkańca
/ felieton Ariela /
Wszyscy zmotoryzowani w naszym kraju dostali prezent wraz z rozpoczęciem nowego roku. Większość obawiała się, że z początkiem stycznia nadejdą spore podwyżki cen paliw, ale tak się nie stało. Wszystko wskazywało na to, że tak się stanie między innymi przez powrót pełnego podatku VAT na paliwa na poziom 23% z wcześniejszych 8%. Sporo właścicieli pojazdów przez zamieszanie medialne po świętach zdecydowało się zatankować „na zapas”, co tworzyło kolejki na stacjach benzynowych. Jeśli do tego dołożymy ogłoszone w między czasie przez polski koncern naftowy hurtowych cen paliwa zarówno diesla jak i benzyny bezołowiowej to obawy, że z wraz z nadejściem nowego roku przyjdą gigantyczne podwyżki wydawały się być słuszne.
Ten temat w mediach stał się numerem jeden. Nawet liczba urwanych kończyn przez nieumiejętne odpalanie petard czy statystyki dotyczące pijanych kierowców zatrzymanych po sylwestrowych balach nie były mocno uwypuklone. Eksperci sugerują, że obecna sytuacja jest spowodowana sztucznym zawyżaniem detalicznych cen paliw w końcówce roku 2022 żeby zniwelować skok ceny w nowym roku. A politycy? Jedni krzyczą, że byliśmy przez większość część minionych miesięcy okradani, a drudzy mówią, że wszystko jest super, zgodne z prawem i powinniśmy się cieszyć z tego co się stało. Zamieszanie trwa w najlepsze, a na scenie politycznej dochodzi do różnych przepychanek. Zaś my, przeciętni Polacy i tak nic z tego nie rozumiemy. Bo jak mamy cokolwiek rozumieć, skoro od dłuższego czasu ceny paliw rosną pod byle pretekstem? A to wojna za wschodnią granicą, a to inflacja, a to kryzys jeden, drugi, trzeci.
Albo to jakiś cud, albo najzwyczajniej w świecie zostaliśmy zrobieni w balona. Na zdrowy, chłopski rozum rządzący drenowali nasze portfele przez dłuuugi okres czasu. Jak wiadomo, że im wyższe ceny paliw, tym wyższe ceny usług i produktów. Teraz zastanówcie się na spokojnie i odpowiedzcie sobie na pytanie: o ile więcej zapłaciliśmy my wszyscy podczas zakupów? Przecież każdy produkt do sklepu musi zostać jakość dostarczony, a skoro transport podrożał, to cena końcowa także idzie w górę. Im dalej w las, tym bardziej rośnie znaczenie wszelkich kosztów pracy. Kto ostatecznie za to zapłacił? Odpowiedź na to pytanie jest bardzo proste, prawda?
Teraz pójdźmy trochę dalej. A jeśli wszelkie opłaty takie jak woda, gaz, ogrzewanie czy prąd są tak samo sztucznie zawyżone? Nie jestem ekspertem w tej dziedzinie, ale śmiem twierdzić, że może tak właśnie być. Kto weźmie za odpowiedzialność za zamknięcie się wielu sklepów, punktów gastronomicznych i innych przedsiębiorstw, które postanowiły zakończyć swoją działalność ze względu na potencjalne bankructwo? Co jeśli się okaże w przyszłości, że ich opłaty za tzw. „media” mogły być o wiele niższe, a co za tym idzie mogliby dzięki temu nadal istnieć i zarabiać? Obawiam się, że w tym przypadku pytania pozostaną bez odpowiedzi…
W Gdańsku natomiast zamknęła się pizzeria, która mimo opłacania rachunków na czas otrzymała nakaz dopłaty za gaz w wysokości 72 tysięcy złotych! Właścicielka w rozmowie z mediami powiedziała, że rachunki za gaz wzrosły dla prowadzonej przez nią pizzerii kilkukrotnie, z kolei od dostawcy gazu usłyszała, że jej biznes nie łapie się na żadne obniżki. Gdyby lokal miał istnieć dalej, na tak wysokie rachunki pośrednio musieliby zrzucać się klienci. Właścicielka wyliczała, że każda pozycja w menu byłaby droższa o około 15 zł. I tym sposobem frytki kosztowałyby 30 zł, najtańsze burgery i pizzę – ponad 40 zł, a schabowy – 50 zł. Jak tak dalej pójdzie, to lokale gastronomiczne nie zostaną zamordowane przez opłaty, a przez brak klientów. Bo kogo będzie stać na wyjście do restauracji lub na zwykłego kebaba jak wydatki rosną, a płace stoją w miejscu?
Na koniec napiszę dosadnie: jesteśmy dymani wszędzie gdzie się da, a do tego udajemy z uśmiechem na ustach, że nam się to podoba. Nie chcę tutaj robić politycznej manifestacji, bo każda ze stron, która miała dotychczas okazję rządzić ma wiele za uszami, ale to chyba odpowiedni czas, a wręcz ostatni dzwonek by otworzyły się nam oczy bardzo szeroko. Wkrótce będziemy mieli okazję obserwować festiwal propagandy i obiecanek. To będzie ważny egzamin dla nas jako społeczeństwa i dowiemy się wtedy czy jesteśmy gotowi na zmianę i cierpliwą odbudowę struktur czy też wolimy się dalej urządzać się w miejscu gdzie słońce nie dociera i przygotowywać się do pięknej katastrofy.
To był felieton „Okiem zwykłego mieszkańca”. Bo jestem zwykłym mieszkańcem Knurowa.
Pozdrawiam, Ariel Wojdowski
Fot. Canva