Okiem zwykłego mieszkańca / felieton Ariela /
Okiem zwykłego mieszkańca
/ felieton Ariela /
Za każdym razem, kiedy następuje jakakolwiek zmiana związana z ruchem drogowym i przepisami, niesie ona ze sobą wiele kontrowersji. Rządzący twierdzą, że poprawiają one bezpieczeństwo dla wszystkich użytkowników polskich dróg. Tajemnicą nie jest, że owe „bezpieczeństwo” należy do najniższych w Europie, a nasze drogi przypominają często pole bitwy i walkę o przeżycie. Chyba najwięcej emocji przyniosła zmiana jednego przepisu, który spowodował, że pieszy ma obecnie bezgraniczne pierwszeństwo na przejściu.
Przed zmianami pieszy miał pierwszeństwo jedynie w momencie, kiedy był na pasach. Teraz nowe przepisy sprawiły, że osoba zbliżająca się do przejścia jest uprzywilejowana. Do tego zrównano dopuszczalną prędkość w terenie zabudowanym do 50 km/h zarówno w dzień jak i w nocy. Kierowcy nie będą mogą już w nocy jechać szybciej niż za dnia. Miał być to krok do poprawy bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Zmniejszenie prędkości jeszcze jestem w stanie zrozumieć, ale pierwszeństwo pieszych przy przejściu już niekoniecznie. Dlaczego? Kierujący pojazdami do tej pory musieli zachowywać szczególną ostrożność i obserwować przejście dla pieszych, gdy się do niego zbliżają. Dzisiaj kierowcy muszą rozszerzyć swoje pole widzenia o jego okolice. Przepis miałby większy sens, gdyby owe przejścia były lepiej doświetlone, a sami piesi upewniali się, że mogą na nie wejść.
Moim zdaniem, nowelizacja przepisów spowodowała, że niechronieni uczestnicy ruchu drogowego jakimi są piesi znaleźli się w jeszcze większym niebezpieczeństwie. Niestety, ale już kilkukrotnie byłem świadkiem, jak pieszy nie rozglądając się w lewo i w prawo wręcz wtargnął na pasy, bo przecież on ma pierwszeństwo! Podziwiam takie osoby za tak lekkomyślne podejście. Może są one nieśmiertelne lub posiadają kilka żyć jak kot czy Super Mario z popularnej gry wideo?
Gdybym miał takie samo podejście, to zapewne już dawno na tym świecie by mnie nie było. Praktycznie codziennie, jeszcze przed wschodem słońca przechodzę przez pasy na ulicy Niepodległości na wysokości kina. Wówczas natężenie ruchu jest spore z powodu kolumn samochodów pracowników pobliskiej kopalni, którzy jadą do pracy lub z niej wracają. Oświetlenie jest tam kiepskie, a nie ukrywam, że zazwyczaj jestem ubrany na ciemno. Zamiast wbijać się siłowo, wręcz na chama na „zebrę” wolę jednak odczekać tę krótką chwilę obok przejścia, aż zrobi się luźniej i wtedy dopiero przechodzę na drugą stronę.
Dlaczego nie stoję przy pasach i tam nie czekam aż zatrzymają się kierowcy? Między innymi dlatego, że nie lubię sytuacji, gdy np. z lewej strony kierujący pojazdem zatrzyma się, ja nadal stoję i czekam, aż ten z prawej uczyni to samo. Ten „z lewej” zaczyna się irytować, że nie wykonuję żadnego ruchu, macha do mnie rękoma, używa klaksonu i na nic moje gesty, że czekam na „reakcję” kierującego z prawej strony, bo nie mam pewności, że ten na pewno mnie widzi i się zatrzyma. Za dużo się naoglądałem filmów z wideo rejestratorów, gdzie pieszy „oberwał” będąc w połowie drogi. Unikam takich sytuacji i choć może czekam trochę dłużej, to do śmierci czy kalectwa mi jednak nieśpieszno.
Miejsc w naszym mieście, gdzie można otrzymać bilet do drugiego „świata” jest wiele. Wspomniana ulica Niepodległości, Dworcowa na wysokości stadionu, 1 Maja przy stacji benzynowej czy Szpitalna obok ogródków działkowych. Gdy dodamy do tego jesienno-zimową aurę, szybko zapadający zmrok, to te miejsca stają bardzo niebezpieczne dla pieszych. Zwłaszcza, gdy robi się trochę „luźniej” na drogach, to wspomniane ulice Niepodległości czy Szpitalna stają się torem wyścigowym dla niektórych kierowców. Na tej drugiej przecież już dochodziło do różnych zdarzeń drogowych, w których ludzie tracili życie. Tam też policjanci z drogówki często ustawiają się by kontrolować prędkość przejeżdżających samochodów, ale na ulicy Niepodległości – zwłaszcza za wiaduktem kolejowym – już nie bardzo. Każdy, kto tam mieszka zapewne potwierdzi, że gdyby takie kontrolę się odbywały, to portfele kierowców zaliczyłyby szybką terapię wyszczuplającą w krótkim czasie.
Kultura jazdy to jedno. Przestrzeganie przepisów przez kierujących to drugie. Ale brakuje w tym wszystkim najważniejszego: roztropności wśród pieszych przy próbie przejścia przez jezdnię. Krytykuje się wiele razy kierowców za brak wyobraźni, ale także piesi mają wiele za uszami. Wzrok wlepiony w smartfony, muzyka na słuchawkach, która potrafi wyłączyć koncentrację czy brak ograniczonego zaufania wobec kierujących pojazdami mogą być przyczynami wielu tragedii na drogach. To, że przepisy dały przechodniom pewne przywileje, nie zwolniły z wcale z myślenia. Pamiętajmy, że życie i zdrowie mamy tylko jedno…
To był felieton „Okiem zwykłego mieszkańca”. Bo jestem zwykłym mieszkańcem Knurowa.
Pozdrawiam, Ariel Wojdowski
Fot. Canva