Okiem zwykłego mieszkańca / felieton Ariela /
Okiem zwykłego mieszkańca
/ felieton Ariela /
Za nami Narodowe Święto Niepodległości. Ten dzień zawsze skłania do refleksji. Zastanawiam się wtedy, dlaczego nasze najważniejsze święto jest takie przykre, wręcz smutne. Nie czuję w nim radości, nie widzę uśmiechniętych twarzy. Ludzie są jacyś tacy nijacy, na ich twarzach maluje się powaga z nutką zadumy. Panuje szarość niczym jesienne niebo podczas opadów deszczu. Dziwnie to wszystko dla mnie wygląda. Nikt się nie uśmiecha, jak gdyby chwila radości była czymś nieprzyzwoitym tego dnia, a przecież jest z czego się cieszyć, prawda?
11 listopada często uwypukla nasze wady. Właśnie w tym dniu dochodzi do konfrontacji Polaków z Polakami. To wtedy najczęściej dzielimy się, a powinniśmy się łączyć. Okazuje się, że nie każdy ma prawo nazwać się patriotą. Czy „prawdziwym Polakiem” jest ten, kto maszeruje ulicami Warszawy, nienawidzi innych, wykrzykuje obsceniczne hasła i manifestuje swoją polskość rasizmem i ksenofobią? Od lat polski patriotyzm polega na tworzeniu wroga, by go nienawidzić. Nie chcę tworzyć wizji, że na Marszu Niepodległości pojawiają się tylko i wyłącznie takie osobniki, bo byłaby to bardzo krzywdząca opinia. Są tam także zarówno osoby młode jak i starsze, rodziny z dziećmi czyli zwyczajni ludzie, którzy w tym dniu chcą pokazać swoją miłość do ojczyzny. Niemniej właśnie tak od wielu lat kojarzy mi się ten marsz. Być może błędnie myślę i niesprawiedliwie przyklejam taką a nie inną łatkę temu wydarzeniu.
Kocham swój kraj, ale wiem, że on choruje. Nasz kraj nie szanuje wielu grup obywateli i wręcz ich dyskryminuje. Powtórzę się, ale nacjonalizm nie jest patriotyzmem. Patriotyzmem jest miłość do kraju, niezależnie od jego chorób. To przede wszystkim działanie na rzecz Polski każdego dnia. Dzisiaj określenie „patriota” jest tak często używane jak chusteczka do nosa podczas kataru. Niektórzy myślą, że patriotami staną się wtedy gdy ubiorą bluzę czy inną część garderoby z symbolem narodowym, a jednocześnie będą dewastować, obrażać innych ze względu na wygląd, pochodzenie i poglądy. Patriotyzm to troska o naszą kulturę i tradycje. To dbałość o wspólne dobro, o takie banały jak przystanek autobusowy, kosz na śmieci, boisko czy ławkę. To troska o przyszłość, mądre decyzje i mądre wybory. Patriotyzm to poprawne używanie mowy ojczystej. Szanowanie publicznego mienia. To dbanie o drugiego człowieka. Patriotyzm jest wartością, czymś pozytywnym. Postawą na rzecz czegoś, a nie przeciw komuś.
Czuję sporą obawę nazywać siebie patriotą. Wielokrotnie zostałem wyzywany od „lewaków”, że powinienem być potraktowany sierpem i młotem. Nie noszę przecież koszulek z orzełkiem i nie jeżdżę do Warszawy na Marsz Niepodległości. Wiecie co mnie najbardziej w tym dniu drażni? To, że widzę wtedy mój kraj w mocno zakrzywionym zwierciadle. Z jednej strony patriotyczne pieśni jak „Rota” i „Mazurek Dąbrowskiego”, a za chwilę nienawistne okrzyki. W sercu miłość do Ojczyzny i przekleństwo na ustach. Po co w tym dniu pojawiają się transparenty z nakazami i zakazami? Czemu służą te manifestacje polityczne? Palenie i deptanie flag innych instytucji czy organizacji jest okazaniem miłości do Ojczyzny? A może ja czegoś nie rozumiem? Może nie kocham swojego kraju? Może to nie jest mój dom? Może faktycznie dobro zwycięża się złem?
Chciałbym aby ten dzień był radosny. Przecież temu dniu mogą towarzyszyć parady, festyny, śmiech, zabawa… W innych krajach ludzie się radują się, a wszystko przeplata się z momentami oddania czci tym, którzy oddali życie w imię ich wolności. Jest czas zarówno na radość, jak i na powagę. Fajnie by było, gdyby nasz naród nauczył się takiej równowagi. Moglibyśmy w tym dniu cieszyć się wolnością, zastanowić się w jaki sposób o nią dbać, a na koniec wypić toast za tę wolność. Dlatego cieszę się, że coraz częściej 11 listopada organizuje się różnego rodzaju wydarzenia sportowe, pikniki dla mieszkańców czy koncerty. Moim zdaniem powinno być tego więcej – to sprawia, że Narodowe Święto Niepodległości staje się ciut weselsze.
Niestety nadal lubujemy się w celebrowaniu świąt na smutno. Parę lat temu w jednej ze szkół podstawowych odwołano dyskotekę tylko dlatego, że miała ona odbyć się dzień przed świętem państwowym jakim jest Narodowe Święto Niepodległości. Zamiast tego przygotowano akademię, wniesiono sztandar, wygłoszono drętwe mowy. Nie wolno przecież pozwolić by dzieci nabrały błędnego przekonania, że święta narodowe są po to, by bawić się i cieszyć.
Jak co roku 11 listopada nie było uśmiechu i dumy. Powiecie, że przecież osoby uczestniczące w marszu uśmiechały się i radowały. Pewnie tak było, ale nadal twierdzę, że wolimy wtedy rozpatrywać przeszłość na milion sposobów, rozdrapywać stare rany, szukać podstępów i zdrad. Choć tegoroczny marsz w stolicy był spokojny, to nie mogło zabraknąć kilku incydentów, co staje się naszą smutną tradycją. Może po prostu jesteśmy smutnym narodem, który wcale nie potrafi cieszyć się ze swojej wolności i nie powinienem liczyć na cud oraz przemianę? Nie chcę likwidować oficjalnych obchodów i przemów. Niech sobie będą, ale przydałoby się nabrania trochę dystansu i zwyczajnego luzu. Wiem, że lubimy być wyjątkowi i odróżniać się od innych, dlatego nie celebrujemy w taki sposób jak robią to Amerykanie czy Holendrzy. Trochę szkoda…
To był felieton „Okiem zwykłego mieszkańca”. Bo jestem zwykłym mieszkańcem Knurowa.
Pozdrawiam, Ariel Wojdowski
Fot. Canva