Okiem zwykłego mieszkańca – felieton Ariela
Okiem zwykłego mieszkańca
/ felieton Ariela /
Jest moda na pomaganie. Może użyłem złego sformułowania, ale tak to wygląda i tak to widzę. Każda forma pomocy – zwłaszcza w obecnych, niepewnych czasach – jest na wagę złota. Serce rośnie jak widzi się zaangażowanie osób przy zbiórkach, akcjach charytatywnych czy innych podobnych eventach. Sam w kilku eventach uczestniczyłem i wiem ile potrzeba w sobie siły oraz samozaparcia aby pomóc drugiej osobie. Poświęcasz swój wolny czas często kosztem najbliższych, ale wiesz, że wszystko co robisz, robisz w słusznej sprawie.
Wraz z rozpoczęciem przeróżnych akcji na rzecz Ukrainy rozpoczął się wyścig na to, kto da więcej. W social mediach, co kilka minut pojawiają się foteczki z ręki i inne relacje. Brakuje jeszcze, aby niektóre osoby zrobiły wywiad sami ze sobą, a wiem, że są do tego zdolni. Nie mogę też przejść obok „wystąpienia” jednego z samorządowców naszego miasta, który pochwalił się za pośrednictwem mediów społecznościowych, że wpłacił datek na rzecz Ukrainy. Pozwolę sobie zacytować wypowiedź tej osoby: „Jak powiedziałem słowa dotrzymałem. Zaznaczam nie jest to robione na pokaz, czy potrzebę zaistnienia w mediach społecznościowych, a z czystej potrzeby serca.(…)”. Sam gest jest super, godny pochwały, ale coś tu nie zagrało jak należy. Nie zrobił tego na pokaz? Nie chciał zaistnieć w mediach społecznościowych, ale jednocześnie podzielił się informacją o tym co zrobił za pomocą… mediów społecznościowych. Kuriozalna sytuacja, nieprawdaż? Zauważyli to inni komentujący, którzy podobnie jak ja docenili postawę, ale wykorzystywanie jej do promowania własnej osoby już nie bardzo.
Pomaganie innym to piękny temat. Obecna sytuacja, w której się znaleźliśmy pokazuje, że potrafimy jako społeczeństwo się połączyć mimo różnic, które często nas dzielą. Fakt udzielania pomocy część osób wykorzystuje do własnych celów. Jedni pomagają z potrzeby serca, po cichu, bez rozgłosu. Inni po to, żeby zaistnieć, zostać zauważonym czy stać się popularnym. Każdy ma jakąś motywację do pomocy innym. Jedni chcą się pokazać, inni robią to, bo czują wewnętrzną potrzebę. Nie twierdzę, że „pomaganie na pokaz” jest czymś złym, jest nieszczere czy nieprawdziwe. Pozostawia tylko pewien niesmak. Mam pewną wątpliwość, że taka pomoc to tylko poszukiwanie poklasku, poszukiwanie nagrody z zewnątrz. Tą nagroda powinna być wewnętrzna radość i uśmiech na twarzy osoby, która właśnie tej pomocy potrzebowała.
Niedawno przygotowywałem materiał w postaci rozmowy z uchodźcami, którzy przyjechali do naszego miasta. Żeby móc zrealizować ten film, wielokrotnie dopytywałem osoby, które przyjęły rodziny z Ukrainy pod swój dach, czy to dobry pomysł, czy w ogóle wypada. To one mnie zmobilizowały, żeby stworzyć ten materiał. Poprosiły mnie tylko o jedno: nie mów o nas, nie pokazuj nas. Nie dlatego, że się wstydzą czy nie lubią blasku fleszy czy kamer. Te osoby chcą pozostać w cieniu, chcą żyć w zgodzie z samym sobą i nadal pomagać. Gdyby zaczęły pojawiać się w mediach, to traciłyby czas, siłę i zaangażowanie do tego co robią najlepiej: Niesienia pomocy osobom potrzebującym. Bardzo mi zaimponowała taka postawa.
Pomaganie na pokaz ma swoje zalety i wady. Zaletą jest to, że dzięki temu, że chwalisz się swoimi uczynkami, możesz zainspirować drugą osobę do pomagania. Wadą natomiast jest to, że musisz liczyć się z tym, że część naszego społeczeństwa zarzuci Twojej osobie, że robisz to dla własnych celów i wcale nie zależy Ci na dobru innych. Bądźmy po prostu przyzwoici w naszych działaniach, zarówno charytatywnych jak i medialnych.
Mnie też możecie zarzucić, że dużo bryluję w mediach, że już za chwileczkę „zwykły mieszkaniec Knurowa” wyskoczy Wam z lodówki. Macie do tego prawo, biorę odpowiedzialność za to, że co jakiś czas pokażę swoją twarz w materiale filmowym czy podpiszę się pod artykułem swoim imieniem i nazwiskiem. Nie skupiam się na hejcie, nie reaguje już tak przesadnie jak kiedyś na każdy komentarz w moją stronę. Staram się pokazywać dobro, staram się też pokazywać osoby, które czynią dobro. Bo one zasługują na swoje pięć minut, ale wszystko robię za ich zgodą i staram się robić to z wyczuciem. Znam wiele takich osób, które pomagają na tysiąc różnych sposobów. Mógłbym stworzyć wiele ciekawych i fajnych materiałów na ich temat, ale oni tego nie chcą i rozumiem to, choć trochę ubolewam.
Pomagajmy przyzwoicie, pomagajmy mądrze… każda pomoc jest ważna i potrzebna. Jednak coś w tym jest, że cicha pomoc płynie prosto z serca i nie zastanawiamy się wtedy czy dostaniemy dziesięć łapek w górę czy pięćdziesiąt. Prawdziwy wolontariat nie oczekuje profitów czy uścisków dłoni. Jasne, działania wolontariuszy warte są tego, by mówić o nich głośno. Tylko oni nie mówią o sobie, oni działają na rzecz innych. Oni nie zabiegają o rozgłos, od tego są inni.
To był felieton „Okiem zwykłego mieszkańca”. Bo jestem zwykłym mieszkańcem Knurowa.
Pozdrawiam, Ariel Wojdowski
Fot. Canva