InformacjeKnurów

Knurów: Kolęda, która przerosła granice prywatności

Wizyta duszpasterska, znana szerzej jako kolęda, to tradycja, która wciąż cieszy się dużym zainteresowaniem, ale czasem zdarza się, że wychodzi poza ramy zwyczajnego odwiedzenia parafian. W zeszłym tygodniu miało miejsce zdarzenie, które dla wielu może być nie tylko zaskakujące, ale wręcz niepokojące.

Na jednym z knurowskich osiedli domów jednorodzinnych, podczas kolędy, ksiądz z ministrantami postanowił „odwiedzić” jedno z mieszkań, wchodząc do środka bez zaproszenia. Niezamknięta na klucz furtka oraz drzwi wejściowym były prawdopodobnie sygnałem dla kapłana, że domownicy nie mają nic przeciwko wizycie. Co jednak wydarzyło się potem, przeszło oczekiwania domowników.

Zaniepokojony hałasami dobiegającymi z parteru, młody mężczyzna, który przebywał na górnym piętrze zszedł na dół, by sprawdzić, co się dzieje i… nie mógł uwierzyć własnym oczom. W jego kuchni znajdował się ksiądz wraz z ministrantami. Sytuacja szybko została wyjaśniona, a mężczyzna poinformował swoją matkę o „nieproszonych gościach”. Co dziwne, właścicielka domu kilka lat temu dokonała apostazji, czyli publicznie i świadomie zrezygnowała z przynależności do kościoła, co powinno skutkować brakiem wizyt duszpasterskich w jej domu.

Zbulwersowana kobieta postanowiła udać się do parafii, aby wyjaśnić sprawę. W rozmowie z proboszczem usłyszała przeprosiny, ale nie uzyskała konkretnego wytłumaczenia, dlaczego ksiądz wszedł do jej domu bez upewnienia się, czy domownicy chcą przyjąć wizytę.

Pomimo starań, naszej redakcji nie udało się skontaktować z parafią, by uzyskać jej stanowisko w tej sprawie.

Choć sytuacja wydaje się kuriozalna, nie była to jedyna taka wpadka. Nasza redakcja otrzymała informacje, że niektórzy ministranci w trakcie kolędy zachowują się w sposób natarczywy, pukając w drzwi dość uporczywie, a w niektórych przypadkach próbując otworzyć drzwi na siłę naciskając na klamkę.

„Za moich czasów, jeśli ktoś chciał przyjąć kolędę, wystarczyło, że drzwi były lekko uchylone. Był to jasny sygnał, że mogą wejść i pobłogosławić dom i wszystkich jego mieszkańców. Co dziś się zmieniło? Nie wiem… Niektórzy przyjmują księdza, inni nie życzą sobie tej wizyty. Teraz wygląda to trochę jak siłowe wchodzenie w czyjeś życie. Szarpanie za klamkę czy natarczywe pukanie? Ktoś tu chyba oszalał” – mówi anonimowo jeden z mieszkańców.

Czy tak powinna wyglądać wizyta duszpasterska? Na pewno nie w ten sposób. Warto, aby zarówno mieszkańcy, jak i przedstawiciele kościoła, zastanowili się nad granicami prywatności, które nie powinny być naruszane.