Eurowizja – hit czy kit? Czyli kiedy wygrywa chomik…
„Z perspektywy Katarzyny” / felieton /
Minął prawie tydzień od kolejnego finału Eurowizji. Festiwalu, który przez niektórych nazywany jest ucztą muzyczną. W tym roku po raz pierwszy miałam okazję „ucztować” w towarzystwie mojego przyjaciela. Oboje jesteśmy fanami Eurowizji, ale poza wspólnym uczestnictwem w jednej z prób Eurowizji Junior w Polsce nie mieliśmy okazji oglądać tego wydarzenia wspólnie. Bo, bądź co bądź, ale jest to jednak wydarzenie. Ale jak odmienne zdania mieliśmy prawie na każdy występ. To tego się nie spodziewałam…
Zanim przejdę do opisów każdego występu zacznę od małego podsumowania. Tegoroczny finał odbył się w szwedzkim Malmo. Nie trudno się więc domyśleć, że to Loreen musiała wygrać w zeszłym roku. Otóż obchodzimy obecnie okrągły jubileusz, kiedy to ABBA wygrała tenże konkurs, reprezentując właśnie Szwecję. O czym przez cały koncert prowadzące nie pozwoliły nam zapomnieć.
Jak bym jednak określiła ten finał? Tak w kilku słowach? Głupie, szwedzkie żarty (chyba gorsze od brytyjskich), brak pokory i umniejszanie wszystkim specjalnym gościom, chociaż są to szwedzkie perełki, które zdobyły międzynarodową sławę. Tak! To, co prowadzące zrobiły z Alcazar było wręcz obrzydliwe. Zespół wykonał swój sławny przebój 'Crying at The Discoteque’ i po dwóch minuta muzyka poszła w taką stronę, jakby zaraz mieli wykonać kolejny hit i powstałby z tego piękny Medley. Jakież było moje zdziwienie, gdy na scenę w tym momencie wpadły prowadzące, obrażając wręcz zespół nie tylko tym wtargnięciem, ale też słowami. To, że ABBA była najlepsza i osiągnęła najwięcej – tego nikt nie kwestionuje. Ale Alcazar też należał się hołd, tym bardziej, że publika świetnie się bawiła. Powinni otrzymać gromkie brawa na zakończenie, ale niestety prowadzące na to nie pozwoliły.
Znalazłam jeden bardzo wymowny komentarz na YT pod tym występem: „co za okropne zakończenie! Ze złym podejściem, by zrobić dowcip. Gdyby piosenka zakończyła się normalnie mógłby to być Bardzo Wielki Moment!” Trudno się nie zgodzić.
Nie byłabym sobą, gdybym nie nawiązała do występu Loreen. Spodziewałam się nowego singla lub chociaż połączenia zwycięskiej piosenki z czymś nowym. Niestety. Otrzymałam kiczowatą przeróbkę zeszłorocznego hitu z wokalem artystki sprawiającym wrażenie, jakby miała problem z oddaniem stolca. Do teraz mi niedobrze na samą myśl!
Wracając jednak do początku. Po pięknym przywitaniu widzów przez Księżniczkę Wiktorię i kilku wizualizacjach na scenie pojawił się Bjorn Skifs, wykonując hit z lat 70-tych „Hooked on a feeling”. Bardzo przyjemny występ, ale chyba nawet prowadzące nie znały tekstu piosenki. Następnie mogliśmy obejrzeć paradę flag, która za każdym razem cieszy moje oczy. Podczas niej mogliśmy usłyszeć wielkie hity szwedzkich wykonawców, takich jak Ace of Base, Roxette czy Abby, co od razu mogło wprowadzić widza w piękny muzyczny nastrój.
Pierwszym krajem, który zaprezentował swoją konkursową piosenkę była Szwecja. Duet Marcus & Martinus przypominali mi trochę boysband z początku lat 90-tych w połączeniu z muzyką elektroniczną. Jestem fanką takich zespołów, dlatego przyjemnie mi się tego słuchało. Moim zdaniem bardzo dobrze, że był to pierwszy występ. Gdybyśmy zaczęli od ballady połowa widzów już by spala.
Następna była Ukraina. Alyona Alyona i Jerry Heil stworzyły idealne połączenie wzniosłej piosenki z hip hopem. Plus za śpiewanie w języku rodowitym, ale u Ukraińców to akurat norma. Dodatkowo wizualizacje i wszystko to, co działo się na scenie dało naprawdę dobry i kompletny występ. Moim zdaniem dziewczyny powinny być wyżej niż na 3 miejscu.
Jako trzeci na scenie pojawił się reprezentant Niemiec – Izaak. Ten kraj niestety zawsze ma słabe piosenki. A szkoda, bo muzycznie kraj naprawdę dobrze stoi. Jednak w tym roku było zupełnie inaczej. Mocny głos z wpadającą w ucho piosenką. Ostateczne 12 miejsce to moim zdaniem zdecydowanie za nisko.
Czwarty w kolejności Luxemburg reprezentowała wokalistka Tali z utworem Fighter. Ah, ten język francuski! Moje serce zawsze będzie biło szybciej przy piosenkach w tym języku. Choć zaczyna się dość spokojnie i miękko, to w refrenie dostajemy już nie mały ogień. W muzyce bardzo dużo czuć wpływów tureckich. Mimo to otrzymała jedynie 13 miejsce.
Następnie powinniśmy obejrzeć występ reprezentanta Holandii – Joost Klein. Został on jednak zdyskwalifikowany. Jak podają media, holender rzekomo miał się rzucić na fotografkę z pięściami. Czy tak było? Podobno sam zainteresowany przyznał się już do winy. Tak czy inaczej nie mogę więc oceniać występu, którego nie było, choć po półfinale naprawdę nie przypadł mi do gustu jego cały performance.
Kolejny występ był bardzo kontrowersyjny. Czy Izrael powinien w ogóle brać udział w konkursie? Rosja została odsunięta od Eurowizji, ale Izrael występuje. Czym różni się wojna Izraela z Hamasem od wojny Rosji z Ukrainą? Tu i tu giną ludzie a ich prawa na każdym kroku są pogwałcane. I tak oto mamy pierwszy powód, przez który zastanawiałam się, czy w ogóle oglądać ten finał. Co do wykonania powiem jedno- słodziutka dziewczynka w dość mrocznej odsłonie. Chociaż głos ciekawy. O zajętym miejscu nie będę się wypowiadać, gdyż swoje zdanie na ten temat już wyraziłam.
Następny na scenie pojawił się Silvester Belt reprezentujący Litwę. Zaśpiewał głównie w swoim rodowitym języku, ale poza tym nie wyróżnił się dla mnie zupełnie niczym. Miejsce 14 to i tak wysoko, bo dla mnie jego występu w ogóle mogłoby nie być.
Hiszpania – wzbudziła chyba najwięcej kontrowersji. Występ zespołu (bo tak chyba można ich nazwać) Nebulosa mój kolega opisał jako: nic do siebie nie pasujące. Dla mnie pasowało wszystko oprócz tego, że była to nieudana próba podrobienia Madonny. Taniec był naprawdę ok, natomiast końcowe pocałunki wokalistki z tancerzami to już była lekka przesada. Od razu przypomniał mi się słynny pocałunek Madonny i Drake’a, bo którym jego minę do dziś mam przed oczami. Zapewne mój wyraz twarzy był w tym momencie bardzo podobny.
Estonia – tutaj nie mam pojęcia, co się wydarzyło na tej scenie. 5Miinutes and Puuluup – wykonanie tak dziwaczne, że aż wciągające. Raper kontra brodaty wokalista folk. Nawet nie potrafię znaleźć więcej słów, by to opisać.
Irlandia – kolejna kontrowersja. Bambie Thug – głos super, ale… Zdecydowanie zbyt gwałtowne przejścia ze spokojnej do mocnej muzyki. Gdyby zrobić z tego dwa osobne utwory – na pewno byłyby na mojej playliście. A może specjalnie ktoś to tak połączył, by zmęczyć widza bardziej muzyką niż tym, co działo się na scenie?
Łotwa – KEN przypominający Mobby’iego. Dons – bardzo dobry głos, ale jego strój odzwierciedlający postacie ze Star Trek odwodził mnie od tego, co najważniejsze.
Grecja – Marina Satti. Tomek porównał ten występ do Soft Porno. Ja nie widziałam tam ani porno, ani soft. Za to znów słyszałam wpływ muzyki tureckiej. Co jest z tymi krajami? Lata Państwa Osmańskiego dawno minęły! Miejsce 11 moim zdaniem to i tak bardzo wysoko.
No i mój ulubiony – Olli Alexander reprezentujący Wielką Brytanię. Niestety, jak na jego ogromny talent wykonał bardzo słaby utwór. Przypomniało mi to występ mojego ulubionego boysbandu Blue z roku 2011, kiedy to występował pod szyldem tego samego kraju. Niestety, ich utwór również był słaby. Szkoda, bo na tle innych założycielskich krajów ten znów wypadł najgorzej.
Dalej wystąpiła Norwegia. Zespół Gate zaprezentował się w typowym dla tego kraju stylu – bardziej na rockowo, z folkowym zacięciem. Chociaż brakowało mi tu refrenu z prawdziwego zdarzenia. Tak, by coś ponucić, zamiast słuchać tylko krzyków wokalistki. Ale oczywiście plus za rodowity język.
Włochy – kolejny kraj założycielski. Czy powtórzyli sukces Maneskin? Tego się im chyba nigdy nie uda zrobić. Angelina Mango – specjalnie przetłumaczyłam sobie tekst piosenki, bo coś mi w niej nie pasowało. Okazało się, że pasowało wszystko. La noia, czyli uda. Na scenie dokładnie to się wydarzyło podczas tego występu. Zbyt ciemno i monotonnie. Nawet mocny głos wokalistki tego nie uratował, ale jednak miejsce w pierwszej dziesiątce było.
Serbia – szczerze mówiąc słabo pamiętam ten występ. Teya Dora, która chyba próbowała zostać tegoroczną Ruslaną. No, niestety. Mnie nie zachwyciła niczym.
Czas na Finlandię i miłe wspomnienie dzieciństwa! Windows95Man wprowadzili mnie w taki stan, że nawet nie zauważyłam, że chodzi tam o dżinsy. A raczej ich brak. Ja tylko widziałam wszystko, co było modne ponad 20 lat temu. Utwór na pewno trafi na moja playlistę.
Portugalia i Grito. Dźwięczna ballada w pięknym portugalskim języku. Przez cały występ czułam, jak zatapiam się w głosie wokalistki. Chociaż Tomek przeszedł obok tego występu obojętnie, to moim zdaniem miejsce 10 było bardzo zasłużone.
Armenia – kolejny występ z nutką tureckiej kultury, ale za to bardzo wciągający. Wokalistka duetu Ladaniva zrobiła wszystko, by przykuć nie tylko mój słuch, ale i wzrok. Wyglądała po prostu nieziemsko. A zespół sprawił, że czułam się jak na tureckim weselu. Jedno z marzeń spełnione 😉
Cypr – Silia Kapsis swoim występem bardzo przypominała zwykłe popowe gwiazdy. Muzycznie bardzo dobre przejścia, super głos i refren wpadający w ucho. Ale nie było w tym niestety nic wyjątkowego.
Szwajcaria – nasz wygrany chomik. Serio, ta satelita, na którą wchodził przypominała mi niedozwolony dla chomików dysk do biegania. Poza tym, że chłop umie i śpiewać i rapować nie było w tym nic nadzwyczajnego. A sama muzyka była dość męcząca i momentami przypominała utwory z filmów o Bondzie. Może to przekonało ludzi do niego? Jednak Nemo nie był nawet w mojej pierwszej dziesiątce. I ta rozbita statuetka… Wstyd na całą Europę.
Słowenia i Raiven,. Chyba chciała poudawać Loreen ale coś jej nie wyszło. Ani muzycznie, ani wizualnie. Miejsce 23 mówi tu samo za siebie.
Chorwacja – Baby Lasagne – nawet teraz, gdy piszę jego pseudonim artystyczny, śmieje się z tego. Tomek stwierdził, że to pirat na emeryturze, który zajął się muzyką. Ale zrobił to bardzo dobrze. Słychać w tym szanty i choć muzycznie bardziej pasuje do Finlandii czy Norwegii, to jednak mnie bardzo urzekł. Miejsce drugie bardzo zasłużone.
Gruzja i Nuca Buzaladze. Dobry głos, ciekawa piosenka. Chociaż przez cały występ miałam wrażenie, że już to gdzieś widziałam. Tak! Dwa lata temu! Pamiętacie Chanel i „SloMo” z Hiszpanii? Wykonanie w podobnej tematyce. Nic dziwnego więc, że zajęła dopiero 21 miejsce. Tak to już jest z podróbkami.
Francja i, moim zdaniem największy przegrany tegorocznego finału – Slimane. Piękny głos, piosenka wykonana w 100% po francusku (jak możecie się już domyśleć – dla mnie to plus 100 punktów). Do tego prosta prezentacja na scenie, idealnie pasująca do atmosfery utworu. Utwór chyba zbyt poważny i emocjonalny dla Europy, by zająć pierwsze miejsce. A szkoda….
Austria – zamykająca finałowe występy. Słodziutka Kaleen, która na scenie próbowała być ostra. Trochę nawet jej wyszło, gdyby nie kiczowate „Ramdidamdam” i stare techno. Miejsce 24? Zdecydowanie zasłużone.
Na koniec nie byłabym sobą, gdybym nie wypowiedziała się na temat występu naszej reprezentantki – Luny. Kiedy usłyszałam jej próby już wiedziałam – nie przejdzie dalej. Ogromna zadyszka sprawiająca, że śpiewała nieczysto. Co było dla mnie bardzo dziwne, bo w internecie możemy znaleźć wideo, gdzie śpiewa, grając jednocześnie na fortepianie i głos ma wtedy rewelacyjny! Co więc stało się na scenie? Porównując ją do Blanki z zeszłego roku można by powiedzieć, że stało się zupełnie odwrotnie. Blanka nauczyła się śpiewać specjalnie na półfinał. Luna – chyba zapomniała, jak to się robi.
Podsumowując, jest to kolejny finał, po którym zastanawiam się, czy ja nie mam gustu muzycznego, czy czegoś nie dostrzegam w tych wygrywających? A może po prostu moje preferencje nie są zgodne z upodobaniami całej Europy? Tak, czy inaczej chomik wygrał, odzwierciedlając obecne, wciąż zabiegane społeczeństwo. I pomimo tego, że impreza nazywa się Eurowizja, w tym roku powinna się nazywać „Turcjowizja”. Chociaż Turcja zrezygnowała z brania udziału w tym kontencie, to jej wpływ było słychać w co drugiej piosence.
Mnie zastanawia tylko jedno – dokąd to wszystko zmierza?
KOW
Fot. Canva