Słowem wstępu od redakcji:
Pomimo, że chcieli byśmy mówić, pisać i chwalić się tylko, samymi pozytywnymi sytuacjami, rzeczami, sprawami i osiągnięciami, trafiają do naszej redakcji również tematy, które pokazują raczej szarą rzeczywistość. Ciężko przejść, koło nich obojętnie.
Jeżeli tylko publikacja i przedstawienie problemu, w jakiś mały sposób może pomóc, staramy się to zrobić. Tak też jest i w tym przypadku.
Przedszkola i czarne dziury. Czyli o małych społecznościach słów kilka.
/ oddział przedszkolny w Czerwionce – Leszczynach (Dębieńsko Wielkie) /
Ze statystyk jasno wynika, że program 500+, od momentu jego wprowadzenia, przyniósł widoczny przyrost liczby narodzin. Z tego faktu cieszą się chyba wszyscy. Nie wszyscy natomiast mają świadomość tego, że wraz ze wzrostem liczby narodzin naszych małych obywateli, którzy będą pracować na nasze emerytury, należałoby podnieść ilość miejsc, w których mają się oni kształcić. Problem z miejscami w żłobkach i przedszkolach dotyka całej Polski w większym lub mniejszym stopniu. Osoby, które opracowały przepisy nakazujące przyjmować dzieci według ściśle wyznaczonej punktacji, nie widzą spoza swoich biurek, i skazują duży odsetek rodzin na wpadnięcie w kozi róg. Matka chcąca powrócić do aktywności zawodowej, po urodzeniu dziecka (nie będąca oczywiście na urlopie macierzyńskim) nie ma na to zbytniej szansy bez pomocy rodziny. Punktacja mówi jasno – tata pracuje, mama nie (bo zajmuje się dzieckiem i nie ma możliwości zostawiać go z babciami, dziadkami, wujkiem, ciocią, chomikiem, szwagrem lub płatną opiekunką) to z automatu taka rodzina zostaje przywiązana do pręgierza za nieróbstwo i roszczeniowość wobec systemu edukacji. Bezsens. To tak, jakby przyznawać punkty za zakupy, w zależności od tego co się kupiło i wymieniać je na dobra materialne. Zaraz, zaraz… takie coś już wymyślili. Tyle, że wykształcenie i umiejętność nawiązywania kontaktów to rzecz, której nie można kupić w sklepie za punkty. Trzeba to w sobie wykształcić poprzez relację z rówieśnikami i naukę w odpowiedniej placówce i w odpowiednich warunkach.
W przypadku naszej gminy rodzina o powyższym modelu musi na to czekać do ukończenia przez dziecko szóstego roku życia – bo wtedy muszą je przyjąć do przedszkola. Jeśli jakimś cudem uda się nam i dostaniemy miejsce w przedszkolu, to zwykle jest ono na drugim końcu gminy, w godzinach, w których już nawet najbardziej zagorzali amatorzy wina owocowego udają się do domów na kolację. Dojazd to sprawa indywidualna. Na autobusy nie ma raczej co liczyć, bo ilość połączeń pomiędzy poszczególnymi dzielnicami naszej gminy jest taka, że nieraz szybciej byłoby przejść pieszo. Tylko jak przejść jak już jest ciemno, a oświetlenie w naszej gminie jest tak energooszczędne, że świecą tylko niektóre latarnie, a i tak rozstawione są niezbyt gęsto. Pomiędzy jednym a drugim słupem oświetleniowym możemy wpaść w dziurę, odkrytą studzienkę, anomalię czasową albo mogą nas porwać kosmici. Pole popisu jest tak duże jak „czarna dziura” między latarniami.
Czy tu naprawdę jest beznadziejnie? Co nam zostaje? Liczyć na to, że ktoś ten stan rzeczy zmieni, gdyż obecne władze ignorują petycje, podpisy, a jak już odpiszą to chwaląc się tym co „zrobili”.
Fatalny stan budynku przedszkolnego w Dębieńsku Wielkim. Czy tak powinno wyglądać przedszkole?
Oddział zamiejscowy w Dębieńsku Wielkim woła o pomstę do nieba. Po co remontować? Lepiej postawić „śliczne daszki” – nie do ozdoby, tylko po to, by dach nie spadł dzieciom na głowę! Trzeba pochwalić się elewacją przedszkola gdzie indziej. To przecież załatwi sprawę. Kiedy coś się zmieni?
Daszek? Tunel? Zabezpieczenie przed spadająca dachówką Oddziału Zamiejscowego w Dębieńsku Wielkim.
materiał: Wioletta Grzybek
No i gdzie p. Janiszewski ? Może by w końcu coś zrobił w Dębieńsku… Ale nie , bo bełk i swoje „pocioty” ważniejsze. Ale ludzie są sami sobie tego winni. Głosujcie na takiego „ciu..” to teraz macie dziurawe przedszkole , ale tak trzeba przyznać wymienili przed wyborami może z 10 krawężników… śmiech na sali…