Gliwice: Mają ochotę na więcej
Żeglarze z „Tęczy” wrócili z Bałtyku. Jak było? Tak, że jeszcze nie zeszli na ląd, a już snuli plany o kolejnej wyprawie.
Za nimi osiem dni na morzu, wiatr, mielizny, metrowe fale, przechyły, woda wlewająca się do łodzi, wachty, wspólne przygotowywanie posiłków i wykonywanie kapitańskich rozkazów. Było warto? Jasne. Załoga „Tęczy” nie ma wątpliwości. Co więcej, ich apetyty pęcznieją jak żagle na wietrze. Zaczęło się od Odry. Po rzece nabrali ochoty na mazurskie jeziora, po jeziorach na morze. Co po morzu? Jeszcze nie wiadomo, ale z pewnością trudno będzie ich zatrzymać na suchym lądzie.
Rejs Warsztatów Zajęciowych „Tęcza” pod opieką Śląskiego Yacht Clubu i patronatem Prezydent Miasta Gliwice Katarzyny Kuczyńskiej-Budki rozpoczął się w sobotę, 8 czerwca. Dwie Anie, Justyna, Radek, Henio i Paweł – wraz z opiekunami – utworzyli dwie załogi, które przy wietrze niemal 5 stopni Beauforta wyruszyły z gdańskiej Mariny Cesarskiej na jachtach „Biotanic” i „First Wind” („Pierwszy Wiatr”). Po pierwszym zderzeniu z morzem, przechyłach i smaganiach wiatru po jeszcze nieogorzałych twarzach, załoganci odetchnęli pełną piersią i złapali morskiego bakcyla. Gliwickie wilki morskie objęły kurs na Gdynię, a następnie Puck, w którym po ostrzeżeniach meteorologicznych na temat zbliżającego się załamania pogody spędzili dwa dni, odkrywając uroki miasta. Z Pucka wyruszyli na Hel. Rejs zakończyli 15 czerwca, cumując w porcie w Gdańsku. Poza wielogodzinnym rejsowaniem, walką z żywiołem, wieczorami z szantami, wspólnym przygotowywaniem posiłków, wachtami oraz wypływaniem z portów i wpływaniem do kolejnych, był czas na zajęcia terapeutyczne oraz zwiedzanie m.in. helskiego fokarium, huty szkła czy pracowni linorytu. Intensywny czas przetrwali wszyscy z uśmiechem, załoga z sercami pełnymi wrażeń i głowami pełnymi marzeń w całości szczęśliwa i bezpiecznie powróciła do Gliwic.
– „Na morzu wszystko jest większe i bardziej odczuwalne. Każdy dzień jest inny, wszystko jest zależne od pogody, do której trzeba się dostosować. W porównaniu z morską przygodą, Mazury to była zabawa, chociaż wtedy tak nam się nie wydawało. Wody Bałtyku są bardziej dynamiczne, nieprzewidywalne. Na szczęście załoga „Tęczy” kwestie bezpieczeństwa bierze bardzo poważnie, więc pomimo dużych emocji, przy metrowych falach obeszło się bez większego strachu. Nasi załoganci to mocna, dobrze przygotowana ekipa, która świetnie adaptuje się do nowych warunków. Sami trzymali stery i nawigowali łodzie” – relacjonuje Adriana Badarycz, terapeuta zajęciowy WTZ „Tęcza” i uczestniczka rejsu po Bałtyku. Przypominamy, że podopieczni dopłynęli Odrą do Szczecina i przepłynęli wielkie mazurskie jeziora.
Rejs po morzu to dla załogi „Tęczy” test nabytych przez dwa lata umiejętności. Zdali na szóstkę. Ale to również sprawdzian charakteru, empatii, umiejętności współpracy i cierpliwości. Załogi „Biotanica” i „Pierwszego Wiatru” spisały się również pod tym względem.
– „Jesteśmy przekonani, że taka forma rehabilitacji jest dla naszych podopiecznych niezwykłym i bardzo cennym uzupełnieniem codziennych zajęć, w których uczestniczą podopieczni „Tęczy”. Mają swoje zadania, czują się potrzebni i za coś odpowiedzialni. Mamy szczęście, że działamy przy Fundacji Różyczka, która fantastycznie opiekuje się osobami z niepełnosprawnościami, zapewniając im dostęp do alternatywnych, niespotykanych gdzie indziej form terapii. Ekstremalne wyzwania udowadniają naszym podopiecznym, i nam również, jak wiele mogą osiągnąć, jak są wyjątkowi i zdolni do przekraczania swoich ograniczeń. To niesamowite, jak radzą sobie w sytuacjach, z którymi ludzie w pełni sprawni mogliby mieć kłopot” – mówi Małgorzata Drewniok, terapeuta zajęciowy z WTZ „Tęcza”, uczestniczka bałtyckiego rejsu.
A co na to załoga? Ma ochotę na kolejne morze.
Info: UM Gliwice