Okiem zwykłego mieszkańca/ felieton Ariela /
Okiem zwykłego mieszkańca
/ felieton Ariela /
Święta za pasem i wielu miejscowościach w Polsce organizowane są jarmarki. W opinii wielu osób jest to bezpośredni skok na kasę wobec potencjalnych kupujących – tak wynika z publikowanych w sieci paragonów „grozy” przez internautów. Prezydent Poznania zapytany przez dziennikarzy o drożyznę na jarmarkach zachęcił, aby na tego typu event zabrać ze sobą własny grzaniec i… kanapki.
Przeczytałem sporo artykułów i zobaczyłem kilka relacji filmowych opiniujących jarmarki z największych miast w Polsce. Gdy dowiedziałem się jakie są ceny między innymi za gorące jedzenie i jaka jest jakość tych potraw to wcale nie dziwie się, że włodarz miasta Poznań powiedział co powiedział. Szaszłyki, w którym jest „tylko” wieprzowina i cebula potrafi kosztować od 40 do 60 złotych, bigos, który przypomina ten zakupiony w słoiku w dyskoncie za około 30 złotych czy kiełbasa z grilla wątpliwej jakości za ponad 20 złotych to generalnie jakieś wielkie nieporozumienie. Ja rozumiem, że każdy chce zarobić, ale sprzedawcy chyba grubo przesadzili.
Wystawcy tłumaczą się… wysokimi cenami za stoisko. Wiadomo, „temat” musi szybko się zwrócić, do tego dodajmy inflację i mamy co mamy. Jednak jak sięgniemy dla lat poprzednich, to co roku narzekaliśmy na drożyznę jarmarkową. Drogo czy nie, na tego typu wydarzeniach i tak są tłumy. No bo jak tutaj poczuć magię zbliżających się świąt bez grzańca w dłoni, prawda? Jest to wręcz obowiązek i nieważne czy wydamy za kubeczek 20 czy 25 złotych. Bez tego się po prostu nie liczy.
Jarmarki mają swój klimat, a to, że mój portfel cierpi z bólu jak widzi ceny za niektóre produkty, to już zupełnie inna historia. Jest pewne rozwiązanie tego problemu. Iść i nie jeść, nie dać złapać się na kolorowe światełka co motywują do kupowania. Trochę się dziwię, że ludzie najpierw kupują, następnie marudzą i napędzają swoją frustrację. Chcesz to kupujesz, a jak nie chcesz, to tylko cieszysz oko. Każdy ma wybór…
W tym roku w Knurowie odbędą się dwa jarmarki. Pierwszy zaczyna się dzisiaj na „Merkurach” i potrwa do soboty, a drugi odbędzie się w niedzielę w parku przy ulicy Ogana. Mam świadomość, że na naszą knurowską skalę są to zaledwie „jarmareczki”, ale lubię tę naszą wersję. Może dlatego, że nie przepadam za tłumami, a zazwyczaj u nas wystawiają się tzw. „lokalsi” i mamy szansę ich wesprzeć. Zwłaszcza jeśli chodzi o rękodzieła, bo o wiele bardziej wolę zakupić coś takiego w formie upominku pod choinkę niż tandetę ze sklepowej półki.
Czy będzie drogo? Tanio to już było i nie oczekuję w tej kwestii jakiejkolwiek rewelacji. Kanapki jak coś, to mam już przyszykowane. Gorzej z grzańcem, ale najwyżej odmówię sobie innych przyjemności by choć raz spróbować tego gorącego napoju. Co jak co, ale grzane wino ma zupełnie inny smak na świeżym powietrzu przy migających lampkach…
To był felieton „Okiem zwykłego mieszkańca”. Bo jestem zwykłym mieszkańcem Knurowa.
Pozdrawiam, Ariel Wojdowski
Fot. Canva