Okiem zwykłego mieszkańca / felieton Ariela /
Okiem zwykłego mieszkańca
/ felieton Ariela /
Ostatnio uświadomiłem sobie, że gdybym przystanął propozycję znajomego sprzed około piętnastu lat, dzisiaj byliśmy prawdopodobnie rozpoznawalnymi „jutuberami”. Kumpel z pracy wpadł wówczas na pomysł, żebyśmy recenzowali lokalne bary, restauracje czyli szeroko rozumiane lokale gastronomiczne. W obecnych czasach to jeden z głównych kontentów na YouTube. Praktycznie co trzeci twórca internetowy jest dzisiaj krytykiem kulinarnym i ocenia dania, które konsumuje.
Nie ukrywam, że mam kilku takich ulubionych „jutuberów”, którzy dokonują recenzji kebabów, pizzy, dań obiadowych i innych podobnych. Sam lubię jeść (co widać) i zdarza mi się często stołować na mieście. Generalnie programy o gotowaniu w dalszym ciągu są na tyle popularne, że stacje telewizyjne z nich nie rezygnują. W mojej ocenie są jednak bardzo schematyczne i niczym nie potrafią zaskoczyć. Na jedzenie lubimy patrzeć, nie bez powodu mawia się, że człowiek potrafi jeść oczami. Jest tylko jeden problem – nie do końca potrafimy się utożsamić z osobą po drugiej stronie ekranu. Zazwyczaj postać gotująca może pochwalić się „złotym rondlem” czy inną nagrodą kulinarną i z góry można założyć, że gotować potrafi. Z tą różnicą, że telewizyjni kucharze najczęściej prezentują nam dania, których raczej nie jadamy na co dzień. Czy pospolity schabowy z mizerią nie przyciągnąłby takiej samej liczby widzów, co królik w śmietanie?
Nie jestem fanem Pani Magdy Gessler i jej programu. Tajemnicą nie jest, że wiele lokali po „rewolucjach” jej autorstwa splajtowało i na próżno ich dziś szukać na kulinarnej mapie. Jasne, że są takie, które nadal są otwarte i nie narzekają na brak klientów. Kilku „jutuberów” sprawdziło miejsca, w których polska restauratorka dokonała zmian i opinie są… różne. Jednym smakuje, drugim nie – jak w życiu, bo przecież każdy ma swój smak. Często zwracają jednak oni uwagę na bardzo wysokie ceny i małe porcje.
Swego czasu dwóch dziennikarzy sportowych parodiowało program autorstwa Pani Gessler. Z „rewolucjami” miało to tyle wspólnego co nic, ponieważ te słowo pojawiło się jedynie w nazwie, a oni sami odwiedzali stadiony piłkarskie i sprawdzali poziom cateringowy czyli to, co każdy kibic może zakupić podczas meczu. Prym wiodła tzw. „gięta stadionowa” i złocisty napój, który zazwyczaj towarzyszy sympatykom na arenach piłki nożnej.
Mimo wszystko wolę oglądać relacje ze zwykłych barów, gdzie serwują schabowego, mielonego, gulasz czy inne szablonowe dania. Twórcy internetowi głównie skupiają się, gdzie można po prostu tanio i dobrze zjeść. Mogę się przyznać, że dzięki ich recenzjom będąc gdzieś w podróży trafiłem na kilka fajnych miejsc, gdzie za niewielką cenę zjadłem bardzo dobry obiad. Tak było np. podczas tegorocznego urlopu, kiedy to zjadłem klasyczną zapiekankę jak za czasów dzieciństwa. Zazwyczaj jednak omijam szerokim łukiem zwykłe budki z „zapieksami”, ale zaufałem dwóm osobom z internetowego świata i nie żałuję.
Filmy „jutuberów” są swego rodzaju darmową reklamą dla lokali, ale zdarzają się również negatywne opinie na temat ich kuchni. Jeśli ktoś dobrze gotuje, to wie, że najlepszą formą promocji jest zadowolony klient, który wróci ponownie. Odnoszę wrażenie, że recenzje twórców z YouTube’a są bliższe zwykłemu Kowalskiemu, który nie oczekuje cudów na talerzu i bardziej identyfikuje się z autorem nagrania. Konsument chce najczęściej zjeść dużo i tanio, nie interesuje go fikuśny wzorek na wokół kawałka mięsa. Zapewne ktoś powie, że tacy twórcy nie są żadnymi autorytetami jeśli chodzi o gastronomię, ale uważam, że paradoksalnie jest to ich zaleta.
Nie widziałem jeszcze żadnych tego typu recenzji z Knurowa czy okolic. Wiem, że takowych lokali nie ma zbyt wiele, ale z chęcią bym usłyszał opinię o tym, czym nas karmią i czy uważają, że są to smaczne dania. Gdybym te piętnaście lat temu zgodził się na propozycję znajomego z pracy, być może takie relacje już miałyby miejsce. No, ale zamiast oceniać jedzenie i opowiadać o walorach „schaboszczaka” , to piszę dla Was felietony…
To był felieton „Okiem zwykłego mieszkańca”. Bo jestem zwykłym mieszkańcem Knurowa.
Pozdrawiam, Ariel Wojdowski
Fot. Canva