Okiem zwykłego mieszkańca / felieton Ariela /
Okiem zwykłego mieszkańca
/ felieton Ariela /
Dzisiejszy wpis może zawierać elementy sentymentalne. Całkiem możliwe, że niektórym odbiorcom łezka w oku się zakręci, gdy zagłębi się w jego treść i znacznie wspominać przeszłość. Urodziłem się pod sam koniec lat 80-tych i dorastałem w czasach, kiedy nasz kraj dopiero uczył się demokracji. Nadal dookoła towarzyszyła nam spuścizna PRL-owska w postaci sklepów, lokali, mentalności i nazewnictwa różnych rzeczy. Choć starano się czym prędzej wprowadzać zmiany nazw ulic czy popularnych wówczas miejsc, to w nadal w „języku knurowskim” obecne są dawne hasła i zwroty, które określają daną lokalizację.
Gliwice mają swój „Pajączek” czyli skrzyżowanie ulic Daszyńskiego, Jasnogórskiej, Kozielskiej, Siemieńskiego (dawniej Wieczorka) i Sobieskiego. W Zabrzu natomiast na dworzec autobusowy mówi się „Belka”, a dokładniej rzecz ujmując mówiło, ponieważ nie ma już śladu po tym miejscu z powodu budowy Centrum Przesiadkowego. Knurów także miał swój slang, który był powszechnie używany. Nawet mnie zdarza się do dziś używać niektórych określeń, a zwłaszcza moim rodzicom, którzy opowiadając jakieś historie z automatu stosują stare lub lokalnie przyjęte nazwy.
Pierwsze lata swojego życia spędziłem na osiedlu 1000-lecia. Jak przez mgłę pamiętam bar mleczny „Pierożek” oraz przedszkole przed moim blokiem, gdzie przez dziurę w płocie wkradałem się na jego terytorium by skorzystać z tamtejszych huśtawek. Gdy miałem bodajże sześć lat przeprowadziliśmy się na Redynę, a żeby być poprawnym językowo to na osiedle Redena. Wszak wszyscy mówili „Redyna” i nikt nikogo z błędu wyprowadzać nie chciał. Od momentu, gdy tam zamieszkałem pochłaniałem potoczne nazewnictwo różnych miejsc. Mieszkałem w „Enerdoku”, a na zakupy szło się na „miasto” lub do „sklepu górniczego”. Najlepsze pieczywo było tylko ze „straży”, zaś pączki i inne podobne wypieki w cukierni na „Marchlewskiego”. Natomiast jak się chciało posmakować amerykańskiego jedzenia, to najlepsze hamburgery były u „Dziadka”. W okresie wakacyjnym nad wodę chodziło się „zatopy”, a jak przyjeżdżały karuzele, to tylko na „bany”. Kto był odważniejszy, to wybierał się na „radary”. Pamiętacie te określenia? Zdarza się Wam jeszcze ich używać?
Jak wspomniałem wcześniej, to rodzicom zdarza się podczas opowiadań używać starej lub potocznej nomenklatury. Zwroty takie jak „Dom Górnika”, „Dom Chleba”, „Osiedle Trzydziestolecia” czy „Tip Top” były często wplatane w opowieść i miały one za zadanie opisać lokalizację. Dopiero z czasem rozwiązywałem te zagadki słowne i dowiadywałem się, o których miejscach mowa. Całkiem niedawno podczas spotkania ze znajomymi zostałem uświadomiony, że niegdyś słowo „targ” nie oznaczało obecnego targowiska przy ulicy Szpitalnej, a plac obok Ochotniczej Straży Pożarnej. To właśnie tam przyjeżdżali handlarze, którzy sprzedawali rozmaite produkty. Mowa też była o jakimś wielorybie, który ponoć przyjeżdżał na specjalnej przyczepie, ale przyznam się szczerze, że kompletnie nie wiem o czym mowa, a nikt z mojej rodziny za bardzo nie zna tematu. Może ktoś z Was, Drodzy Czytelnicy rozwikła tę zagadkę?
Na pewnym forum dyskusyjnym w internecie znalazłem wiele innych określeń na znane miejsca w Knurowie. „Wyspa”, „Finioki” czy „Setka” nie są mi obce, ale fakt, że na nasz Potok Knurowski mówiono „Benzolka” nie był mi znany. Dzięki tej internetowej dyskusji dowiedziałem się np., że na „zimne złociste” mężczyźni chodzili do „Obywatela”, smaczne obiady były w „Polonezie”, a jak chciało się popływać, to najlepszym miejscem był „Machoń”. Sporo tam przewija się nazw potocznych lub takich, które kiedyś obowiązywały, ale nadal żyją w świadomościach mieszkańców.
„Język knurowski” jest swego rodzaju elementem lokalnej kultury i tradycji. Wydaje mi się, że ciekawym pomysłem byłoby stworzenie takiego leksykonu z różnymi zwrotami, które są lub były używane w naszym mieście. Gdyby jeszcze do tego pojawiły się stare i nowe fotografie tych miejsc, by móc zobaczyć jakie metamorfozy zaszły przez te kilkanaście (jak nie więcej) lat. Warto byłoby ocalić od zapomnienia „słowną historię Knurowa”. Co o tym myślicie?
Na zakończenie chciałbym, żebyście Drodzy Czytelnicy za pośrednictwem naszego fanpage’a facebookowego w komentarzach aktywnie włączyli się w nurt tego felietonu. Pamiętacie takie słowa, zwroty lub też nazwy dla konkretnej lokalizacji, które w szczególny sposób były używane w naszym mieście? Jeśli tak, to zapraszam do podzielenia się nimi dodając krótkie objaśnienie, co dane określenie znaczy lub znaczyło 🙂
To był felieton „Okiem zwykłego mieszkańca”. Bo jestem zwykłym mieszkańcem Knurowa.
Pozdrawiam, Ariel Wojdowski
Fot. knurow.pl