Okiem zwykłego mieszkańca – felieton Ariela
Okiem zwykłego mieszkańca
/ felieton Ariela /
Dziś będzie o rżnięciu, wycinaniu, ścinaniu, kolorze zielonym i naszym ogólnym podejściu do spraw ekologii. Nie wybrałem tego tematu przypadkowo, bowiem jako wytrawny obserwator świata rzeczywistego i wirtualnego zauważyłem, że „nagle” mieszkańcy naszego miasta zapragnęli walczyć o wspólne dobro jakim jest Matka Ziemia. W sumie to pozytywne zjawisko, ale być „zielonym” a „pozytywnie zielonym”, to jednak spora różnica.
Parę tygodni temu wielu knurowian zbulwersowała wycinka drzew na osiedlu 1000-lecia między blokami nieopodal ulic Batorego i Sobieskiego. Padały nawet oskarżenia o bezpodstawne wycinanie naturalnych płuc miasta. Pierwsze skrzypce w tym zamieszaniu grały różne portale o naszym mieście, które przedstawiły suchy fakt o samej wycince nie próbując drążyć tematu dlaczego doszło do takiej sytuacji. Ja także otrzymałem kilka zapytań i wiadomości od naszych Czytelników o tym całym procederze, który wydarzył się w ścisłym centrum Knurowa. Zapaliła mi się jednak mała lampka w głowie, że owa wycinka nie odbywa się bez poważnego powodu. Możecie wierzyć lub nie, ale wykonanie kilku telefonów, a potem weryfikacja w internecie zdobytych informacji zajęło mi zaledwie kilka minut. Okazało się, że wycinka między blokami jest spowodowana planowaną budową parkingu dla mieszkańców. O te dodatkowe miejsca parkingowe od kilku lat apelowali sami mieszkańcy.
Mamy XXI wiek. Świat powszechnego betonu i asfaltu, w którym oznaki zieleni uznawane są za dobro wymierające. To jest fakt nie podlegający jakiejkolwiek dyskusji. Nasze osiedla w większości były jednak budowane „trochę” wcześniej i wraz z rozwojem cywilizacyjnym oraz materialnym naszego społeczeństwa nagle samochodów pojawiło się więcej, a miejsc parkingowych niestety nie. Dlatego konieczne jest stworzenie nowych parkingów, aby nie krążyć po osiedlu kilkanaście minut, by móc swój pojazd gdzieś zaparkować. Niestety nie da się w tej sytuacji zrobić tak, aby wilk był syty i owca cała. Aby powstały nowe miejsca postojowe dla samochodów, trzeba naruszyć tereny zielone. Oczywiście lament w komentarzach pozostał. Padły także propozycje wybudowania np. parkingów piętrowych (wielopoziomowych), ale zapominamy, że takowe nie są wcale darmowe, Koszt budowy jest spory, eksploatacja także. Powątpiewam, że mieszkańcy byliby zadowoleni, gdyby musieli za swoje miejsce zapłacić w postaci abonamentu czy kolejnej „wrzutki” do czynszu, a wiadomo jak reagujemy na jakiekolwiek podwyżki.
Okej, mniejsza o koszta. Taki parking też musi mieć swoje miejsce. Też będzie trzeba ingerować w teren (zapewne) zielony. Odniosłem wrażenie, że – parafrazując klasyka – moje drzewko jest ważniejsze niż Twoje. Komentujący zaproponowali inne miejsce na parking wielopoziomowy, kilka bloków dalej nie zwracając uwagi na to, że w tam też są jakieś drzewka, krzewy, trawa… widocznie są one gorszego sortu i można się ich pozbyć. No dobra, zróbmy tak: wyrżnijmy wszystko w innym miejscu aby powstał taki parking. Tylko dobrze wiemy jakie mamy społeczeństwo i zapewne część odpuściłaby pozostawiania na nim swojego samochodu ze względu na koszt czy odległość od miejsca zamieszkania. Najchętniej parkowalibyśmy pod oknem, najlepiej przed drzwiami wejściowymi do mieszkania. Powiem trochę po „Januszowemu”: każdy zna osobę, która nie zaparkuje trzy bloki dalej, bo już jest za daleko do domu, on nie będzie chodził, on płaci podatki i jemu miejsce parkingowe (najlepiej) pod oknem się należy. Wystarczy zobaczyć ścisk samochodów na ulicy Kazimierza Wielkiego a wolne miejsca na parkingu przy targowisku. Odległość od tych miejsc nie jest przecież ogromna. Przejście z punktu A do punktu B to zaledwie kilka minut spacerkiem. Czy należy coś tutaj dodawać? Może wybudujmy te parkingi na dachach naszych bloków, wtedy pojawią się nowe miejsca postojowe i uchronimy drzewa przed ścięciem. Pasuje?
Teraz trwa wycinka drzew przy ulicy Dworcowej. Internauci jak zwykle nie zawiedli. Pojawiła się lawina komentarzy, że zabijane jest środowisko, że nie będzie czym oddychać, czy nie będzie gdzie schronić się przed słońcem w gorące lato… i analogiczna sytuacja do jednego z akapitów powyżej: niewiele osób zadało sobie trud by dowiedzieć się, dlaczego została podjęta decyzja o wycince. Mamy krótką pamięć. Dobrą, ale krótką. Poprzedni sezon burzowy pokazał, że drzewa przy Dworcowej są mocno osłabione i zagrażają bezpieczeństwu kierującym, przechodniom czy dzieciom, które bawią się na pobliskim placu zabaw. Jak udało mi się dowiedzieć wykonano ekspertyzę dendrologiczną, która potwierdziła, że rosnące tam m.in. topole czy lipy są umarłe lub obumierają. Oczywiście jedni mogą tłumaczyć, drudzy i tak wiedzą swoje. Tylko gdyby podobne wichury ponownie nawiedziły ten rejon naszego miasta, a osłabiona gałąź czy drzewo spadłyby na nadjeżdżający samochód czy przechodnia i doszłoby do tragedii, to podejrzewam, że na władzach miasta nie pozostawiono by suchej nitki, że nie podjęto decyzji o ścięciu drzew, które zagrażały bezpieczeństwu. To jak to w końcu jest? Wolimy zapobiegać czy leczyć?
Komentujący argumentują publikację swoich treści troską o ekologię. Ciekaw jestem ilu z tych osób udzielających się w komentarzach podchodzi do tematu na poważnie, a ilu tylko rzuca puste słowa w otchłań internetu. Nie trudno zauważyć jak wygląda typowa „dbałość” o środowisko i ekologię: do najbliższego sklepu jedziemy samochodem zamiast przejść się piechotą. Do tego marnujemy żywność, która szybko się przeterminuje i trafia do kosza. Sami też zaśmiecamy nasze środowisko tworząc dzikie wysypiska. Wystarczy przejść się po osiedlu 1000-lecia i znajdziemy wiele miejsc, gdzie pod „krzaczkiem” jest składowisko różnego rodzaju odpadów. Nie kupujemy ekologicznych zamienników ponieważ są drogie i drogą oszczędności kupujemy produkty te gorzej zapakowane ze sztucznego tworzywa. Do tego wielu z nas nie bardzo kwapi się do oszczędzania wody czy prądu…
Tak wiele mówimy o dbałości o ekologię, a traktujemy zasoby Ziemi, jakby były nieskończone. Cieszy jednak to, że zwracamy uwagę na ingerencję w tereny zielone. Trzeba jednak mieć na uwadze, że pewne rzeczy są nieuniknione lub warto weryfikować informacje, które do nas docierają. Każda wycinka niesie za sobą też nowe zasadzenia drzew. Mam osobisty stosunek do ochrony drzew przed ścięciem za wszelką cenę. Jeśli da się tego uniknąć, to starajmy się tego uniknąć. Uważam jednak, że osoby decydujące o wycince drzew w przestrzeni publicznej wykonują pożyteczną i ważną pracę. Według mnie mają większą wiedzę niż przeciętny obywatel i wydaje się, że podejmują prawidłową decyzję, choć z różnych powodów mogą się one nam nie podobać.
To był felieton „Okiem zwykłego mieszkańca”. Bo jestem zwykłym mieszkańcem Knurowa.
Pozdrawiam, Ariel Wojdowski
Fot. Canva