#KnurowskieCiekawostki: Podróż rowerem do kraju na pograniczu Azji i Europy? z Dominikiem Olejniczakiem
#KnurowskieCiekawostki
Ruch to zdrowie – jest to fakt bardzo „oklepany” i jednocześnie niedoceniany. Dobrą formą aktywności fizycznej jest jazda na rowerze. Powoli, bo powoli, ale idzie wiosna, więc to najlepszy czas na rowerowe wycieczki. Infrastruktura w mieście się poprawia, a co za tym pojawia się coraz więcej ścieżek rowerowych. Jazda rowerem dobrze wpływa na kondycję, dotlenia organizm oraz jest jedną z najlepszych form cardio.
Niektórzy traktują przejażdżki rowerem rekreacyjnie, a inni jako środek transportu. A co powiecie na podróż rowerem do kraju na pograniczu Azji i Europy? Takiego wyczynu dokonał Dominik Olejniczak z Knurowa wraz ze znajomym. Obaj postanowili pojazdem jednośladowym wybrać się z Knurowa do odległej Gruzji.
Zapraszamy na rozmowę z Dominikiem Olejniczakiem, który opowie o swojej miłości do jazdy na rowerze, wyjątkowej wyprawie czy o śląskim szałocie w… Turcji.
➡️IKNW: Dominiku, przybliż naszym Czytelnikom swoją osobę.
Dominik Olejniczak – Pochodzę z Knurowa, obecnie jestem studentem pielęgniarstwa, a moją pasją są podróże rowerowe oraz chodzenie po górach, ale chciałbym Czytelnikom Iknurów.pl przybliżyć moją największą jak dotąd wyprawę na rowerze.
➡️IKNW: Wiele osób marzy o podróży dookoła świata. Ty wspólnie ze znajomym postanowiłeś wyruszyć… rowerem do Gruzji. Skąd taki pomysł?
– Śmieje się, że rower towarzyszy mi od urodzenia. Pierwszą dużą wyprawę rowerową odbyłem z ojcem i bratem, kiedy to wybraliśmy się tym środkiem transportu nad polskie morze. W młodzieńczych lata poznałem Tomasza Świerkota, z którym dzieliłem swoją pasję. To właśnie z Tomkiem pierwszy razy przekroczyłem granicę naszego kraju na rowerze. Udaliśmy się wówczas do Rygi na Łotwie. Wtedy też postanowiliśmy, że następna nasza wyprawa rowerowa będzie do Gruzji.
➡️IKNW: Ile kilometrów mieliście do pokonania i ile czasu Wam to zajęło?
– Do samej Gruzji przejechaliśmy 3500 kilometrów i zajęło nam to półtora miesiąca. Dużo po drodze zwiedzaliśmy, więc suma pokonanego dystansu zwiększyła się do liczby 4500km. Każdego dnia pokonywaliśmy przynajmniej 100km dziennie. Przerwy robiliśmy tylko aby się posilić albo odpocząć. Nocowaliśmy w namiotach trochę na „dziko” (śmiech). Trasa przebiegała między innymi przez Słowację, Rumunię czy Turcję.
➡️IKNW: Rekreacyjna jazda rowerem to jedno, a wielodniowe wyprawy to drugie. Jak przygotowywaliście się do tej podróży?
– Szczerze? Nie było żadnych przygotowań. Z rowerem wtedy się nie rozstawaliśmy więc byliśmy do niego przyzwyczajeni. Przed akcją „Gruzja” moim ostatnim „treningiem” była wycieczka rowerowa do… Chudowa (śmiech).
➡️IKNW: Jakie trudności napotkaliście podczas wyprawy? Czy w czasie podróży nie pojawiła się w Waszej głowie myśl, żeby jednak zrezygnować?
– Były momenty kryzysowe. W Rumunii okradli mnie… Hiszpanie. Do tego zdarzały się upadki, kontuzje czy awarie sprzętu, które trzeba było naprawiać na miejscu. Zdarzały się na tyle strome podjazdy, że mięśnie odmawiały posłuszeństwa. Podczas podróży musiałem zjeść coś nieświeżego, czego efektem były „rewolucje żołądkowe”, które mocno utrudniały podróż przez kilka dni (śmiech).
➡️IKNW: Jak sobie radziliście z tym, żeby zapewnić sobie żywność, wodę, czy np. zrobić pranie?
– Trasę wyprawy tak sobie ułożyliśmy, że przebiegała przez miasta więc z zakupieniem wody czy jedzenia problemów nie było. Staraliśmy się kupować głównie dania gotowe, takie tylko ewentualnego podgrzania. Zdarzało się w na uboczu drogi przygotowywać jajecznicę na małym palniku gazowym. W Turcji udało się nam zakupić coś w postaci naszego szałotu i śmialiśmy się, że element kuchni śląskiej udało się odnaleźć tyle kilometrów od domu (śmiech). Jeżeli chodzi o higienę czy pranie, to przez większą część wyprawy korzystaliśmy z natury: rzeki, źródełka, jakieś małe jeziora. O wiele łatwiej było w Turcji ponieważ jechaliśmy wzdłuż Morza Czarnego i rozbijaliśmy się na plaży aby odpocząć, wykąpać się lub odświeżyć naszą odzież.
➡️IKNW: Jak wyglądała kwestia życzliwości, uprzejmości osób, które spotkaliście? Jakie były reakcje na Waszą nietypową podróż?
– Na rowerach mieliśmy zainstalowane Biało-Czerwone flagi więc rzucaliśmy się w oczy. Reakcje ludzi na ogół były pozytywne. Tutaj chciałbym wyróżnić dwa kraje, które bardzo ciepło nas przyjęły: Turcja oraz Gruzja. Mieliśmy nieco obaw co do Turcji, wiadomo inna kultura, obyczaje, ale było bardzo sympatycznie. Turcy to bardzo mili ludzie. Nie było dnia, aby nas nie zatrzymywali. Zapraszali na gorący posiłek czy na ich słynną turecką herbatę. Zdarzało się też tak, że jak jakiś samochód nas mijał, to pasażerowie wręczali nam przez otwarte okno zimny napój gdy widzieli nasze zmęczenie. W Gruzji także spotykaliśmy życzliwych ludzi. Z tą różnicą, że Gruzini bardziej nam proponowali napoje wysokoprocentowe (śmiech). Nie było dnia, aby mieszkańcy danego miasta nie proponowali ciepłego posiłku czy uzupełnienia płynów. Ta ich otwartość na obcokrajowców nas bardzo zaskoczyła.
➡️IKNW: Co należy spakować na taką rowerową wyprawę? Jakich wskazówek udzieliłbyś osobom, które zechciałyby się podjąć podobnego wyzwania?
– Mimo wszystko odpowiednio się przygotować i nie rzucać się na głęboką wodę. Zacząć od wypraw np. trzydniowych i stopniowo zwiększać sobie dystans kilometrów do pokonania. Każdy organizm jest inny. A co ze sobą zabrać? Namiot, matę samopompującą, śpiwór, komplet ubrań na zmianę. Nie zabierać ze sobą zbędnych rzeczy, które będą ciążyć. Każdy kilogram na rowerze jest przy takiej wyprawy bardzo istotny, więc należy ograniczyć taki asortyment do absolutnego minimum.
➡️IKNW: Uwielbiasz także chodzić po górach. Co jest trudniejsze: wejść na stromy szczyt górski czy pokonanie 4500 km na rowerze?
– Jednak wyprawa rowerowa była trudniejsza. Po górach chodzę często, ale jeszcze żaden szczyt nie dał mi tak „popalić” jak podróż rowerem do Gruzji (śmiech).
➡️IKNW: Czego nauczyła Cię ta wyprawa?
– Hmmm… chyba tego, że da się rowerem pojechać do takiego kraju jak Gruzja. Nie chciałem sobie niczego udowadniać. Lubię jeździć na rowerze na długich dystansach. Zwiedziłem kilka fantastycznych miejsc, zobaczyłem piękne krajobrazy w Rumunii, Turcji czy w Gruzji. Momentami te obrazki zapierały dech w piersiach. Udało mi się wejść do domu, w którym urodził się Józef Stalin, a same muzeum, które się tam znajduje zrobiło na mnie wielkie wrażenie. Spotkałem wielu fanatycznych ludzi i miałem okazję zaznajomić się z inną kulturą. To była wspaniała wyprawa, której nigdy nie zapomnę.
➡️IKNW: Jakie plany na przyszłość? Planujesz kolejną taką podróż rowerem?
– Na chwilę obecną nie planuję podobnej wyprawy… proza życia mnie dopadła. Praca, studia… ale chciałbym przy tym rowerze zostać. Jeśli mam wolną chwilę to wsiadam na rower i jadę przed siebie. Myślę jednak, że wyprawa rowerowa do Gruzji, to nie jest moje ostatnie słowo.
Rozmawiał Ariel Wojdowski
Fot. Archiwum prywatne Dominika Olejniczaka