Bliżej ludzi – „Galeria pod Aniołem”
„Galeria pod Aniołem” – miejsce niezwykłe, prawdziwa przystań dla artystów – rozmawialiśmy dzisiaj z Sybillą Golec, kobietą w pełni niezależną, prawdziwą artystką.
Inspiracją do wywiadu dla Nas było zauważenie powstającego murale na budynku galerii.
Sybilla Golec jest anglistką, artystką, urodzoną w Knurowie.
Studiowała anglistykę na Uniwersytecie Śląskim. Skończyła kursy w Cambridge Plus International dające prawo do prowadzenia edukacji jako wykładowca języka angielskiego. Przez kilka miesięcy studiowała historię sztuki na KUL-u.
Dużo podróżowała, odwiedziła ponad 40 krajów, ale najbardziej zafascynował ją Meksyk i Nepal. W 2002 przeprowadziła się do Szczawna Zdroju, po kilkunastu latach spędzonych w Warszawie.
Jedenaście lat była dyrektorem swojej własnej Szkoły Językowej znanej pod nazwą „Szkoła Przyszłości”, która uczyła nie tylko języków ale również twórczego myślenia.
Zadaliśmy pani Sybilli kilka pytań:
Mieszkańcy Knurowa zdążyli się już przyzwyczaić do Galerii z Aniołem. Co jednak dla pani jest najważniejsze? Malarstwo, fotografia czy może poezja ?
Malarstwo. Fotografuję też, ale mając niezbyt drogi aparat robię zdjęcia bardziej emocjonalne. Lubię fotografować ludzkie emocje. Fotografem nie jestem. Poezję też lubię np. księdza Twardowskiego, lubię pisarzy np.Marię Kuncewiczową moją ulubioną pisarkę z okresu młodości.
Pani obrazy przedstawiają anioły, serca czy też róże. Dlaczego akurat te symbole dobrze identyfikują się z ideą sybillianizmu?
Jeśli chodzi o ten sybillianizm to jest bardziej żart. Powstał w Szczawnie Zdroju gdy przeprowadził się do mnie na całe lato taki młody malarz z liceum plastycznego z Katowic Michał Ogiński. Doszliśmy oboje do wspólnego wniosku, że Nam się nie podoba to co się aktualnie maluje ( szaro, buro, smutne tematy, stany depresyjne). Michał powiedział tak: zmieńmy coś w malarstwie, niech będzie wszystko kolorowe.Postawiliśmy na kolory, Malujemy łąki, kwiaty, słoneczniki, pajace, malujemy jak Picasso kiedyś.
Uznaliśmy, że trzeba malować kolorowo, aby ludziom poprawiały nastrój, aby nie były to obrazy, które dołują tylko podnoszą na duchu.
To była główna zasada tego sybillianizmu. Myśmy do tego tematu podchodzili bardzo żartobliwie.
Mogłaby pani podać definicję tego sybillianizmu?
Napisaliśmy manifest 4 lipca, że nasza sztuka ma być pozytywna, szczera , aby malować to, co aktualnie czujemy. Jeżeli czujemy, że mamy aktualnie namalować anioła, to malowaliśmy anioła, jeśli łąki pełne kwiatów, to łąki pełne kwiatów.
Niedawno wróciłam z Ukrainy i jestem pod wrażeniem, nieskażonej przyrody. Namalowałam tam 42 obrazki, plenery ukraińskie były dla mnie wielką inspiracją.
Najbardziej lubię malować na deskach, płytach pilśniowych, które dostaję od stolarzy. W XVII w malarze głównie malowali na deskach.
Przez wiele lat podróżowała pani po całym świecie. Którą z podróży ceni sobie pani najbardziej? Która z nich budzi wspomnienia?
Najbardziej kocham Meksyk. Nepal też, ale to było dawno i teraz już bym tam nie chciała jechać, bo za dużo jest już tam komercji. Jechałam z klubu alpinistycznego Kukuczki i Nepal był wtedy jeszcze w 1986 r dziewiczy.
Przez całe swoje życie otaczała się pani gronem przyjaciół, którzy również uwielbiają sztukę. Którego z nich, ceni sobie pani najbardziej?
Miałam wielkiego przyjaciela, mojego narzeczonego, który pracował w Muzeum Narodowym w Warszawie. Pierwsze kroki w malarstwie stawiałam przy jego pomocy,
Z polskich malarzy, cenię najbardziej Rafała Olbińskiego, proszę to podkreślić. To jest moim zdaniem w tej chwili, największy polski malarz, którego poznałam osobiście 20 lat temu. W tej chwili wyszła jego książka „Moje baśnie”, które sam ilustrował, żyje bardzo skromnie chociaż jest multimilionerem.
Przeglądając pani stronę internetową można zauważyć, że zauroczył panią zespół The Beatles. Szczególną słabością darzy pani Johna Lennona. Dlaczego?
Gdy miałam 12 lat przyśniło mi się, że chodzę po Knurowie z Johnem Lennonem, kupiłam mały słowniczek i tłumaczyłam pierwsze płyty Beatlesów. Uczyłam potem w Cambridge, języka angielskiego, to były takie wiązane kursy i wtedy też się trochę wzbogaciłam. Miałam więc pieniądze na swoje podróże.
Chciałaby pani aby te czasy wróciły?
Nie, strasznie mnie to już znudziło, było to męczące, uczyłam 10 godzin dziennie.
Z wykształcenia jest pani nauczycielką języka angielskiego. Czy nadal przychodzą do pani uczniowie aby się uczyć języka?
Bardzo chętnie zapraszam. Zapraszam do galerii na angielski.
Chcę połączyć angielski z malowaniem. Przychodzi np.uczeń i maluje domek i opisuje ten domek, że ma okno, że ma drzwi.
To jest teraz bardzo modne, że nie uczymy angielskiego tradycyjną metodą tylko bardziej intuicyjnie, pokazując emocje. Maluje się twarzyczki i dzieci są bardziej skierowane na obserwację obrazów i słuchanie. Przez to, że uczeń, widzi obrazek to mu jest łatwiej zapamiętać tekst.
Wracając do malarstwa. Dlaczego akurat anioły? Dlaczego akurat one stanowią tak ważną część pani życia?
W 1999 r się zaczadziłam i widziałam osobiście anioły. Miałam 28 godzin wyłączone z życia – koma. To mnie inspiruje.
Teraz byłam w Katowicach Nikiszowcu na wystawie Art Najf skończyła się 14 sierpnia, sprzedałam anioła którego malowałam godzinę. Był to „Śnieżny anioł”. Katowice uważam i jest to bardzo ważne, będzie największym centrum sztuki. Mieścić się będzie przy szybie Wilson. Uczestniczyłam w Art Najf to był mój wielki sukces, musiałam wysłać do 1 maja, 8 obrazów i komisja międzynarodowa zadecydowała, czy to jest sztuka naiwna czy też nie. Cztery moje obrazy się załapały, a jeden się sprzedał.
Co panią w tej chwili ekscytuje? Co jest tą siłą, która będzie pchała panią do przodu? Co jeszcze by pani chciała zrobić, dla siebie i dla innych?
Art Najf to jest mój największy sukces. Cieszę się, że ja się tam znalazłam. Zaczynam malować już obrazy na Art Najf na drugi rok.
Szukam uczniów na język angielski. Od września chciałabym mieć 3 grupy 4 osobowe. Uważam, że języka nie można się uczyć w grupach większych jak 4 osoby.
Chciałabym ludzi przekonać, że bardzo ważna w życiu jest pasja, aby nie oglądali telewizji szczególnie polityki i seriali.
Czy już na stałe osiadła pani w Knurowie?
Ja uwielbiam swój dom, ja się w nim urodziłam. Ludzi na starość ciągnie do miejsc urodzenia. Naprawdę, coś w tym jest.
Dziękujemy za rozmowę i życzymy przede wszystkim zdrowia i nowych inspiracji malarskich
Prosze o komentarze i opinie