KnurówNewsyPilchowice

XVI Szkolna Ekspedycja Pilchowice – Korea Południowa przez Knurów

Dnia 1 lutego 2019 roku ruszyła XVI odsłona Szkolnej Ekspedycji.

Tym razem odwiedziliśmy nowoczesną Koreę Południową. Znów młodzi podróżnicy z dwóch szkół (Zespołu Szkolno-Przedszkolnego w Pilchowicach oraz kierunku technik obsługi turystycznej z Technikum im. I.J. Paderewskiego w Knurowie) pod opieką kierownika Adama Ziaji i Małgorzaty Surdel (nauczycielki języka niemieckiego w Pilchowicach) mogli podziwiać kolejny cudowny kraj.

Cała ekipa składała się z 14 uczestników (12 uczniów oraz dwóch opiekunów).

Są to: Kacper Imiołek (wybrany po raz kolejny na Młodzieżowego Kierownika Ekspedycji), Nikola Rduch, Emilia Masłoń, Magdalena Twardowska, Katarzyna Serafin, Jakub Dzida, Sara Sommer, Magdalena Borecka, Milena Błędzińska, Alicja Waszak, Martyna Śliwa, Eliza Achtelik, pan Adam Ziaja (kierownik i organizator) oraz pani Małgorzata Surdel (opiekun).

30 stycznia w sali geograficznej w ZSP w Pilchowicach odbyła się odprawa, gdzie Młodzieżowy Kierownik Ekspedycji, czyli Kacper Imiołek przybliżył rodzicom i uczestnikom Koreę, a także przedstawił główny cel wyprawy, którym było odwiedzenie szkoły Taekwondo oraz dowiedzenie się ciekawostek na temat Narodowego Sportu Korei. Rodzice podpisali ostatnie dokumenty, aby młodzi podróżnicy mogli pojechać na drugi koniec świata.

1 lutego około godziny 10 na Dworcu Kolejowym uczestnicy pożegnali się ze swoimi bliskimi, wymieniając ostatnie uśmiechy, czy uściski. Następnie podekscytowani pojechaliśmy do Katowic, a stamtąd do stolicy naszego kraju – Warszawy. Autobusem miejskim dostaliśmy się na Lotnisko Chopina. Tam zabezpieczyliśmy plecaki owijając je w stretch. Po czym nadaliśmy nasze wielkie bagaże, przeszliśmy kontrolę i o 19 wsiedliśmy do samolotu w stronę Istambułu. Wystarczyły dwie godziny lotu, abyśmy byli w Turcji. Nie zawsze jest idealnie, co potwierdza fakt czekania na lotnisku 20 godzin na następny lot. W trakcie oczekiwania my uczestnicy poznaliśmy się bliżej w trakcie długich rozmów, a także rozbiliśmy mały obóz z karimat i śpiworów, na których odpoczywaliśmy. Szczęście nam dopisało, ponieważ dostaliśmy kupony na jedzenie w ramach długiej przesiadki. O 19 (+2h do Polski) następnego dnia ruszyliśmy z Istambułu do Seulu. Po 10 godzinnym locie wylądowaliśmy w stolicy Korei Południowej! Szybki odbiór bagażu, kontrola i w drogę.

Pierwszym miastem, które wybraliśmy do zwiedzenia było Jeonju. Po wejściu do naszego pokoju przeżyliśmy mały szok. Był on stylizowany na typowe koreańskie mieszkanie, czyli bez łóżek, a zamiast nich materace, które rozkłada się na podłodze. Okazało się również, że mieszkamy na piętrze F (od four, po angielsku cztery), ponieważ w Korei liczba 4 jest pechową i należy jej unikać. Kolejny wstrząs pomieszany z wybuchem śmiechu doznaliśmy po zobaczeniu toalety z różnymi opcjami jej użycia. Zmęczeni podróżą, poszliśmy spać. Niestety obudziliśmy się dosyć wcześnie (około godziny 6) może ze względu na różnicę czasu, albo z powodu ogrzewania podłogowego, które jakimś cudem było podkręcone do 60 stopni Celcjusza. Dalej zmęczeni zmniejszyliśmy temperaturę i wróciliśmy do łóżek. Rano wstaliśmy, zjedliśmy jeszcze jedzenie z Polski, a następnie poszliśmy na miasto. Pierwszym zadaniem było odnalezienie kantora. Okazało się jednak, że trwa Seollal, czyli Koreański Księżycowy Nowy Rok. Z tego powodu większość sklepów było zamkniętych (w tym kantory i banki). Jednak przekonaliśmy się o otwartości i uprzejmości Koreańczyków. Dwójka młodych mężczyzn (jeden z nich był nauczycielem) wymieniła nam 1500 dolarów na koreańskie Wony. Byliśmy mile zaskoczeni tym gestem i ich chęcią. Po otrzymaniu pieniędzy, ruszyliśmy zwiedzać. Jeonju jest to jedno z najbardziej popularnych miast w Korei. Turystów przyciąga tam nie tylko unikalna architektura, ale także pyszne, uliczne jedzenie (wpisane przez UNESCO do grona Creative Food of Gastronomy). Głównym celem w Jeonju stały się Hanoki, czyli tradycyjne koreańskie domy dla wyższej klasy społecznej. Chodziliśmy pomiędzy nimi wąskimi uliczkami, czasem próbując ulicznych potraw. Na pierwszy ogień większość uczestników kupiło naleśniki na patyku, ponieważ przeczytaliśmy o nich same pozytywne opinie. Jednak większości z nas one nie podeszły. Okazało się, że znajduje się w nich zmiksowana ryba. Szwendając się po alejkach, mogliśmy zauważyć ludzi przebranych w tradycyjne koreańskie stroje, co nadawało historycznego klimatu. Wchodząc na punkt widokowy, natrafiliśmy na Wioskę Murali. My uczestnicy byliśmy zachwyceni. Nie mogliśmy się napatrzeć, co wiązało się z nieskończoną ilością sesji zdjęciowych.

Następny dzień również mijał nam na zwiedzaniu Jeonju. Wczesna pobudka, aby zobaczyć nową część miasta. Na ulicach znów pusto (z powodu Seollal, który trwa 3 dni), ale zaskoczyła nas pogoda. Przygotowani na mróz i śnieg, ubrani w kurtki oraz zimowe buty, mogliśmy wyjść na dwór w samych bluzach bez obaw. Spacerując po Nowym Mieście, natknęliśmy się na kilka kościołów chrześcijańskich, ponieważ jest to jedna z trzech głównych religii w Korei. Wieczorem znów wróciliśmy w okolicę Hanook, aby popróbować innych potraw z ulicy. Były to między innymi Hotteok, Mocchi.

6 lutego wyruszyliśmy w stronę Busan – drugiego największego miasta w Korei (po Seulu), a największego miasta portowego w Korei. Po 4 godzinnej podróży autobusem zostawiliśmy plecaki w hostelu i poszliśmy na wieczorny spacer w otoczeniu lamp i ogromnych bilboardów z wieżowców. Następny dzień spędziliśmy w okolicy perełki Busanu – porcie. Z przewodników dowiedzieliśmy się o Busan Tower, czyli najlepszym punktem widokowym na całe miasto. Niestety nic za darmo. Wjazd na wieżę kosztował 8000 W (około 27 złotych), jednak większość uczestników zdecydowało się na wydanie większej sumy. Widok ze 120 metrowej wieży był warty każdej ceny. Nie mogliśmy przestań podziwiać tego cudownego miasta i z bólem serca wróciliśmy na ziemię. W trakcie powrotu do hostelu, wstąpiliśmy do Jagachli Market, czyli ogromnego targu rybnego. Mogliśmy zobaczyć wiele okazów morskich zwierząt. Część uczestników niestety nie spędziła w budynku targu dużo czasu z powodu zapachu, który był nieunikniony. Przeszliśmy mostem na okoliczną wyspę, aby zobaczyć kutry rybackie, a następnie wróciliśmy metrem do naszego hostelu.

Kolejny dzień zaczęliśmy wcześnie, ponieważ mieliśmy spore plany. Autobusem miejskim wybraliśmy się na obrzeża miasta. Chcieliśmy zobaczyć słynną świątynie buddyjską Haedong Yonggungsa, która zbudowana została w XIV wieku przez nauczyciela nazwanego Naong podczas trwania dynasti Goryeo. Zachwyciło nas również wiele posążków Buddy umiejscowionych na tle cudownego, morskiego widoku. Zauważył nas pewien Koreańczyk, zainteresowany naszą grupą postanowił zrobić nam kilka zdjęć. Wracając ze świątyni, byliśmy zaciekawieni naszymi chińskimi znakami zodiaku, ponieważ wzdłuż dróżki były postawione ich posągi. Wyszło nam że w naszej grupie jest najwięcej małp i owiec. Inne chińskie znaki zodiaku w grupie to smoki i świnia, której zaczął się rok. Zainteresowaliśmy się również ciekawym jedzeniem ulicznym przed świątynią. Oprócz tradycyjnych cukierków i ciasteczek, naszą uwagę przykuły smażone robaki, a dokładnie larwy jedwabnika. Stwierdziliśmy, że żyje się tylko raz i warto je kupić. Po spróbowaniu część robaków wylądowała w żołądku, a część w chusteczkach. Następnie udaliśmy się w stronę Haedong Beach, mijając mniejsze porty, gdzie popularnym zajęciem jest suszenie dużej ilości wodorostów. Na plaży pozwoliliśmy sobie na mały odpoczynek z widokiem na morze i również wieżowce. Autobusem miejskim wróciliśmy do hostelu. Podczas jazdy stwierdziliśmy, że kierowcy autobusów w Korei lubią przynieść adrenalinę pasażerom, ponieważ rzucał nami na wszystkie strony i zazdrościliśmy osobom, które siedziały. Wieczorem poszliśmy na naszą ulubiona ulicę z jedzeniem w Busan – Seomyeon.

Następnym przystankiem podczas naszej podróży było miasto Gyeongju. Jedno z najbardziej znanych miejsc w Korei Południowej pod względem historycznym. Między VII a X wiekiem było stolicą legendarnego miasta Silla. Z tamtego okresu zachowało się wiele zabytków. W 2000 roku Gyeongju zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Dopiero 10 lutego zaczęliśmy dogłębnie zwiedzać te cudowne miasto. Pierwszym miejscem była świątynia połączona z buddyjskim klasztorem Bulguksa (Klasztor Kraina Buddy) znajdująca się około 15 kilometrów za miastem. Został zbudowany już w 528 roku. Do świątyni prowadzą historyczne schody i zabytkowa brama. Wszyscy byliśmy zachwyceni wyglądem oraz rozmiarem całego kompleksu. Wracając w stronę centrum Gyeongju przechodziliśmy między starożytnymi grobowcami zasypanymi ziemią. Robiły one wrażenie ze względu na ich ilość oraz rozmiar ponieważ mogły mieć kilka metrów. W otoczeniu grobowców znajduje się Cheomseongdae, czyli najstarsze obserwatorium astronomiczne na Dalekim Wschodzie, zbudowane z kamiennych bloków. Po intensywnym zwiedzaniu, wstąpiliśmy do typowo koreańskiej restauracji, czyli z niskim stołem, przy którym siedzi się na ziemi. Większość z ekipy skusiła się na pierożki lub zupy. Część z nas musiała się uporać z pałeczkami. Mogliśmy również spróbować tradycyjnej koreańskie przystawki – Kimchee. Są to kiszone lub fermentowane warzywa (najczęściej kapusta pekińska lub rzepa) z dodatkiem ostrego sosu i papryczek Chili. Po wyjściu z restauracji, niektóre osoby stwierdziły, że są jeszcze głodne i zamówią sobie panierowany ser na patyczku (coś w stylu corndog) z dodatkiem bardzo ostrego sosu, co było błędem z powodu łez w oczach po jedynym kęsie. W nocy 11 lutego jeden z naszych uczestników oraz Młodzieżowy Kierownik Wyprawy, czyli Kacper Imiołek, obchodził swoje 16 urodziny. Reszta ekipy zadbała o niespodziankę dla solenizanta.

Ostatnim, ale za to najbardziej wyczekiwanym miastem podczas Szkolnej Ekspedycji był Seul. Zwiedzanie zaczęliśmy dzień po przyjeździe do stolicy Korei. Odkryliśmy bardzo ciekawe śniadanie, czyli kimbap (a’la sushi w rolce, nazwane przez naszą ekipę „azjatyckim batonem”). Po drodze do centru miasta, weszliśmy do muzeum Wyspy Dokto (większość muzeów w Korei jest darmowa). Najciekawszą częścią tego miejsca była okazja do wypróbowania okularów wirtualnej rzeczywistości. Po ich założeniu, przenosiliśmy się na wyspę. Kolejnym miejscem, które chcieliśmy zobaczyć, był Pałac Deoksugung, który jest jednym z pięciu najważniejszych pałaców w Korei („Five Grand Palaces”). Był używany przez królewską rodzinę podczas panowania dynastii Joseon. Dwie minuty od pałacu jest Urząd Miejski, który robi wrażenie ze względu na największy na świecie ogród wertykalny. Następnie przeszliśmy w stronę dzielnicy Namsan (po drodze mijając Muzeum Animacji dla najmłodszych), gdzie na szczycie góry Nam znajduje się Seul N Tower (która siąga 236 metrów). Po zobaczeniu ilości schodów, które prowadzą na czubek wzniesienie, zrobiło nam się słabo, ale co to dla naszej ekipy. Po wejściu na szczy i wysłuchaniu wszystkich narzekań stwierdziliśmy, że było warto i nie zapomnimy tego widoku do końca życia. Pod wieżą mieliśmy okazję zobaczyć pokaz tradycyjnej sztuki wojennej, a trzy uczestniczki (dwie Magdy i ja) spróbować powalczyć ich bronią. Nie mogliśmy nie wjechać na szczyt Seul N Tower. Pomimo ceny (10000 wonów – 33 zł za osobę) każdy się skusił. Po wjechaniu windą na punkt widokowy, znów nie chcieliśmy, żeby ten moment się skończył. Każdy z nas wpatrując się w Seul, rozmarzył się i rozmyślał. Dopiero potem doszło do nas, jaka stolica Korei jest ogromna, ponieważ nie było widać końca. Oficjalnie znajdowaliśmy się 8011 kilometrów od Warszawy. Niektóre osoby również skorzystały z toalety z widokiem na całe miasto, co było jednocześnie zabawną i ciekawą sprawą. Po zejściu z góry, natknęliśmy się na targ z ogromną ilością ulicznego jedzenia, ale tym razem również z podróbkami luksusowych marek (np. Supreme i Gucci). Po wrzuceniu czegoś na ząb, wróciliśmy do hostelu, spacerując przez Sky Garden, czyli chodnikiem umieszczonym 16 metrów nad ziemią.
Kolejny dzień w Seulu spędziliśmy na najbardziej znanej dzielnicy w Seulu – Gangam. Można było o niej usłyszeć w 2012, kiedy to królował hit Gangam Style od Psy. Pierwsze, co zrobiliśmy to odszukaliśmy szkołę Kukkiwon Taekwondo. W niej z zaciekawieniem oraz ekscytacją mogliśmy zobaczyć trening. Każdy z nas był pod wrażeniem ciosów oraz skoków, które wykonywali sportowcy. Kilka osób z naszej ekipy stwierdziło, że chyba zaczną trenować tę sztukę walki. Taekwondo to również pełnoprawna dyscyplina Igrzysk Olimpijskich od 2000 roku, chodź swoje początki miała już dużo wcześniej. Ta sztuka walki nie opiera się tylko na silę, ale także na zasadach i szacunku. Po spędzeniu dwóch godzin w hali treningowej, mieliśmy okazję wejść do muzeum ( tzw. sali pamięci), aby zobaczyć niezliczoną ilość medali i pucharów zdobytą przez szkołę Kukkiwon. 13 lutego oficjalnie zdobyliśmy główny cel Szkolnej Ekspedycji. Następnie spacerowaliśmy między uliczkami dzielnicy Gangam, wpatrując się w ogromne i robiąc wrażenie wieżowce, na zmianę podziwiając luksusowe samochody. Wstąpiliśmy również do sklepu z rzeczami K-Pop, z których również słynie Korea.

14 luty, czyli Walentynki zaczęliśmy od obdarowania naszych ekspedycyjnych „mężczyzn” podarunkami. W Korei to kobiety obdarowują płeć przeciwną, ale 14 marca w tzw. Biały dzień to panie dostają 3 razy droższe prezenty. Nasi chłopcy mieli zadanie chodzić z balonem przywiązanym do plecaka cały dzień (niektórzy niestety go zgubili). My dziewczyny nie zapomnimy o tej tradycji. Odwiedziliśmy Pałac Gyeongbokgung (należący także do „Five Grand Palaces”, czyli najważniejszy pałac w Seulu jak i w Korei. Zbudowany został w 1395 roku, również przez dynastię Joseon, niestety zniszczony dwieście lat później podczas wojny japońsko-koreańskiej, później rekonstruowany). Każdy z nas był zaskoczony wielością terenu zajmowanym przez pałac, ale także ilością budynków, komnat i murów dookoła kompleksu. Wstąpiliśmy również do muzeum, które według nas nie miało końca. Szwendając się pomiędzy alejkami, nie można było nie zauważyć Koreańczyków (i nie tylko) przebranych w tradycyjne stroje. Nie obeszliśmy się bez zrobienia sobie zdjęć z nimi. Po wyjściu z pałacu, udaliśmy się na targ w celu zakupienia ostatnich pamiątek i wróciliśmy do hostelu, aby spakować ogromne plecaki, z czym niektórzy mieli spory problem.

15 luty – ostatni dzień w Korei Południowej. Byliśmy zaskoczeni pogodą, ponieważ ulice były zasypane śniegiem. Spakowaliśmy resztę rzeczy, a następnie się wymeldowaliśmy. W hostelowej świetlicy czekaliśmy na Monikę Balę – mieszkankę Pilchowic (aktualnie Seulu), ale także absolwentkę knurowskiego Paderka i szkoły w Pilchowicach. Mieliśmy okazję usłyszeć mnostwo wiarygodnych faktów oraz ciekawostek o Korei. Takie spotkania potwierdzają, że „świat jest mały”. Monika opowiedziała nam także jakie to uczucie uczyć się i mieszkać w krajach Dalekiej Azji, odpowiedziała także na kilka nurtujących nas pytań. Po ciekawym spotkaniu udaliśmy się na Dworzec Główny.

Z Dworca pojechaliśmy pociągiem na lotnisko Icheon, oddalone o około godzinę od centrum Seulu. Znaleźliśmy wygodne miejsce, aby tak jak na początku zabezpieczyć bagaże stretchem. Tym razem nadawanie naszych plecaków szło bardzo powoli, z powodu obsługi, która się dopiero uczyła. Następnie ustawiliśmy się w ogromnej kolejce do kontroli bezpieczeństwa (dlatego na azjatyckich lotniskach warto być dużo wcześniej). Chwilę poczekaliśmy, żeby wejść do samolotu, ale kilka minut po północy (koreńskiego czasu) odlecieliśmy w stronę Istambułu, ostatni raz spoglądając na Seul z lotu ptaka. Po 12 godzinnym locie wylądowaliśmy w Turcji. Nie zawsze jest wesoło, zwłaszcza gdy trzeba biec na samolot, a w głowie tworzą się myśli, że odleci bez nas. Na szczęście zdążyliśmy i w spokoju lecieliśmy do Warszawy. W trakcie lotu pan Adam i pani Gosia mieli okazję znów poznać ciekawych ludzi. Było to małżeństwo wraz z kilkuletnią córeczką, którzy podróżowali pływając kajakiem w Indonezji. O godzinie 8.20 wylądowaliśmy w stolicy naszego pięknego kraju. Po wyjściu z Lotniska Chopina, autobusem 175 dostaliśmy się na Dworzec Centralny. Poczekaliśmy chwilę, a następnie wsiedliśmy do pociągu do Częstochowy. Kilka godzin podróży i przesiadka do pociągu w stronę Gliwic. Ostatni wspólny odcinek podróży spędziliśmy na długich rozmowach i wspominaniu śmiesznych oraz ciekawych historii z naszej przygody. O godzinie 14.28 na gliwickim dworcu zobaczyliśmy naszych bliskich z banerami. Nasza ekipa Szkolnej Ekspedycji musiała się niestety pożegnać i podziękować za te cudowne dwa tygodnie.

Podsumowując, niestety każda wspaniała podróż musi się kiedyś skończyć. Dla każdego uczestnika Szkolnej Ekspedycji wyprawa do Korei Południowej była jednak niezapomnianą przygodą, którą wszyscy będziemy wspominać do końca życia. Podróże pozwalają nam odkryć swoje nowe możliwości, a także przełamać własne większe lub mniejsze słabości. W trakcie trwania Szkolnej Ekspedycji mieliśmy okazję poznać wielu cudownych ludzi, ale również odkryć siebie nawzajem z zupełnie innej strony, nie tej którą widzimy u siebie na co dzień. Wszystkie podróże (nie tylko te dalekie) zmieniają patrzenie na świat, nie tylko dotyczy to młodych osób. Szkolna Ekspedycja to okazja do nauki geografii, historii, a także języka w praktyce. Taka przygodą byłaby nie możliwa, gdyby nie wsparcie najbliższych osób, a także finansowa pomoc sponsorów. Jeszcze przez długie miesiące, będziemy wspominać i dzielić się zdjęciami z innymi, ale to co zobaczyliśmy to nasze. Na sam koniec przytoczę jeden z moich ulubionych cytatów, który towarzyszy mi w podróży – „Podróże to jedyna rzecz, na którą wydajemy pieniądze, a stajemy się bogatsi” – Anonim.

Autor: Katarzyna Serafin