Ciekawostki z ...

Okiem zwykłego mieszkańca / felieton Ariela /

Wczoraj przypadał Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich. Jego celem jest promowanie czytelnictwa, ale również ochrony własności intelektualnej za pomocą praw autorskich. Teraz proszę się przyznać: kto uczcił ten dzień tak jak się powinno i wziął do ręki książkę by oddać się lekturze? Podejrzewam, że tylko nieliczni tak zrobili. Badania przeprowadzone przez Bibliotekę Narodową nie pozostawiają złudzeń. Ponad 60 procent społeczeństwa w ciągu roku nie przeczytało ani jednej książki.

Nie będę ukrywał – nigdy nie byłem jakimś wielkim fanem czytelnictwa. Zwłaszcza w okresie, kiedy uczęszczałem do szkoły. Lektury, które narzucała podstawa programowa kompletnie nie potrafiły mnie zaciekawić, a konieczność ich przeczytania była prawdziwą katorgą dla mojego umysłu. Czytałem, ale niewiele z tego zapamiętywałem. Mózg wręcz buntował się przed pochłanianiem zawartości danej książki. Z dwie-trzy pozycje jakoś „przetrawiłem” i miałem na tyle na szczęścia, że jedna z nich trafiła mi się na maturze, co sprawiło, że egzamin dojrzałości z języka polskiego poszedł sprawnie bez większych nerwów. Wyjście z „ogólniaka” było dla mnie jak wielką ulgą, ponieważ wyrażałem nadzieję, że już nikt nigdy nie zmusi mnie do zagłębiania się w treściach, które mnie nie interesują.

Od tamtego czasu sporo się zmieniło. Nie stałem się z dnia na dzień typem pochłaniacza książek. Pewnego wieczoru siedziałem ze znajomym w knajpie. Kolega na luźnym spotkaniu przy zimnym złocistym zaczął opowiadać dziwną historię o wojnie w Polsce. To była alternatywna rzeczywistość przedstawiająca atak obcej armii na nasz kraj. Akcja rozgrywała się w dobrze znanych mi realiach, do tego pojawiały się tam postacie przeciętne, ale można było do nich przypisać osoby rzeczywiste ze świata wielkiej polityki i znaleźć sporo analogii nawiązujących do sytuacji, które zdążyły się już wydarzyć w przeszłości.

Bardzo zaciekawiła mnie ta opowieść więc zapytałem mojego kompana czy to wymysł jego wyobraźni, czy też opis filmu, który niedawno oglądał. Okazało się, że streszczał mi zawartość książki, którą przeczytał. Była to epicka powieść „Inwazja” autorstwa Wojtka Miłoszewskiego. Zaintrygowany pożyczyłem od znajomego tę pozycję i stało się coś, czego w życiu bym nie podejrzewał. Przeczytałem tę książkę jednego wieczoru z zapartym tchem! Wcześniej takie rzeczy mi się nie zdarzały…

Od tamtej pory rozpocząłem poszukiwania swojego gustu w literaturze. Początki bywały różne, ale ostatecznie znalazłem swoje miejsce w szeroko rozumianym czytelnictwie. Fantastyka z zachowaniem realizmu, historia, kryminał, biografie… to są gatunki, po które z chęcią sięgam. Zdarza mi się także przeczytać książkę po obejrzeniu serialu, który powstał na bazie tejże publikacji i wtedy dochodzę do wniosku, że pozycja bibliograficzna jest o wiele lepsza oraz ciekawsza. Ktoś powie, że mało ambitną literaturę sobie wybrałem, ale przecież nie muszę na siłę mierzyć z każdym napisanym przez kogoś słowem. Po prostu czytam to, co lubię.

Nie zamieniłem się w książkowego mola. Staram się jednak kilka książek w ciągu dwunastu miesięcy przeczytać. Zauważyłem po sobie, że od kiedy zmieniłem nastawienie do tej formy rozrywki, to mój zasób wiedzy oraz słów stał się jakby większy. Do tego poprawiły mi się zdolności analityczne oraz tzw. pamięć długotrwała. Przede wszystkim znalazłem w czytelnictwie sporą przyjemność jaką oczy dostarczają umysłowi, a ten reszcie ciała. Dobra książka wciąga, sprawia że się zapominamy, wyłącza naszą głowę od codziennego zgiełku i otaczającego nas stresu, a na samym końcu odpręża.

Na koniec trochę prywaty. Wkrótce wydana zostanie książka, którą napisałem przy pomocy Franciszka Podsiadłego. Nasza lokalna drużyna piłki nożnej czyli Concordia Knurów w tym roku obchodzi jubileusz 100-lecia istnienia. Właśnie z tejże okazji powstała nasza publikacja, która ma przybliżyć bogatą historię klubu. Nie będzie to wielka powieść i zapewne złotego pióra z nią nie otrzymam. Samo napisanie książki było to dla mnie sporym wyzwaniem, a także przyjemnością i ciekawym doświadczeniem. Już nie mogę doczekać się pierwszego egzemplarzu, który będą mógł potrzymać w dłoni. Pewnie na tym moja pisarska przygoda się zakończy, ponieważ o wiele bardziej wolę tworzyć artykuły czy felietony.

Wielka szkoda, że światła dziennego nie ujrzy natomiast książka autorstwa mojego ojca, która przedstawia fakty historyczne na temat działalności socjalnej na przykładzie knurowskiej kopalni. Niestety, do publikacji nie dojdzie, ponieważ w mniemaniu kilku zakompleksionych osób praca doktorska mego rodzica została „zaopiniowana” jako propagowanie komunizmu. Na nic próby tłumaczenia, że naszej przeszłości nie zmienimy, a w samej książce przytoczone zostały tylko i wyłącznie fakty, które miały miejsce lata temu. Nie powinniśmy pomijać tego milczeniem. Zwłaszcza, że nie jest to żadna zbrodnia, ponieważ nie zauważyłem tam wychwalania i zachwycania się ówczesną ideologią. Idąc tym tokiem rozumowania, powinniśmy zakazać pokazywania starych filmów i seriali czy nawet archiwalnych zdjęć, bowiem wszystko można podciągnąć pod propagowanie dawnego ustroju.

Dobrze, że ze swojej publikacji w porę wycofałem się z kilku historycznych fotografii z okresu, gdy Concordia Knurów podczas II wojny światowej występowała pod inną nazwą w niemieckich rozgrywkach piłkarskich. Oj, wtedy to by się działo…

To był felieton „Okiem zwykłego mieszkańca”. Bo jestem zwykłym mieszkańcem Knurowa.

Pozdrawiam, Ariel Wojdowski

Fot. Canva