Ciekawostki z ...

Okiem zwykłego mieszkańca /felieton Ariela/

Okiem zwykłego mieszkańca
/ felieton Ariela /

Z każdym kolejnym miesiącem nasze portfele wyglądają tak jak na grafice tego tekstu. Galopująca inflacja, rosnące ceny i stojące w miejscu płace powodują, że zaczynamy się bardzo zastanawiać nad kupnem jednego lub drugiego produktu. Nie ma się co oszukiwać – nadeszły trudne czasy dla nas wszystkich.

Minęły dwa tygodnie od Dnia Wszystkich Świętych. Mając ostatnio „po drodze” udałem się na cmentarz przy ulicy 1-go Maja i odwiedziłem ponownie groby bliskich. Klimat po 1 listopada poszedł w zapomnienie, na większości nagrobków stoją wypalone znicze. Co poniektórzy, którzy akurat byli na cmentarzu czyścili miejsce pochówku pozbywając się wypalonych świeczek w szklanej obudowie. Większość z nich trafiła prosto do kosza, mimo iż znicz był pełnowartościowy – wystarczyło tylko wymienić wkład. Ja właśnie tak robię – wymieniam „wnętrze” znicza, bo też jest jakaś oszczędność pieniędzy, a symbolika pozostaje. Są jednak ludzie, którzy wolą kupić nowy znicz, a starego się pozbywają. Niestety ceny zniczy (jak wszystkiego z resztą) także poszybowały górę. Może nie aż tak, jak się spodziewano, bo zostało sporo zapasów z zeszłego roku, gdy zamknięto cmentarze, ale jednak.

Szkoda wielka, że na obu knurowskich cmentarzach nie ma regału na znicze do ponownego wykorzystania. Nie wszystkich stać na kupno nowego. Z jednej strony jest to oszczędność, ale także dbałość o ekologię i wiele miast w Polsce zaczęło to praktykować. Gdybyśmy odkładali na takowy regał znicze, które się nam „znudziły” lub wiemy, że nie odwiedzamy cmentarza za często i wypalony znicz kiepsko prezentuje się na grobie bliskiej osoby, to takim małym gestem przyczynilibyśmy się do oszczędności innej osoby, która ten znicz mogłaby zabrać i zapalić na innym nagrobku. Miasta, które wprowadziły takie rozwiązanie chwalą się mniejszymi kosztami za odbiór odpadów, Teraz być „eko” jest w modzie, recykling jest trendy, a sama instalacja regałów to nie jest zbyt duży koszt.

Już wkrótce dopadnie nas gorączka świątecznych zakupów. Prezenty, upominki, gadżety choinkowe, wykwintne dania wigilijne i inne podobne. Ponownie nasze budżety zostaną mocno nadszarpnięte, a gdy dojdzie do tego nasza mentalność w myśl zasady „zastaw się, a postaw się”, możemy spowodować, że doprowadzimy zasobność naszego portfela do ruiny. Lubimy się pokazać, kupić więcej, kupić drogo, tylko po to, by dobrze wypaść w oczach innych. Może jestem dusigroszem, ale święta obchodzę skromnie. Nie przygotowuję dwunastu potraw, prezenty staram się dawać praktyczne. Od kilku lat wszystko co kupię ze strefy spożywczej staram się zjeść, aby nie wyrzucać. Bywałem jednak na takich spotkaniach świątecznych, gdzie stół od potraw się uginał, a potem spora część lądowała w śmietniku. Jeśli mnie coś pozostawało i wiedziałem, że nie mogę już patrzeć na konkretne danie, starałem się nie wyrzucać – próbowałem znaleźć instytucje, które odbiorą lub przygarną nadmiar mojego jedzenia, aby przekazać je potrzebującym.

Tutaj jest kolejne pole do popisu dla włodarzy naszego miasta. Stworzenie jadłodzielni czy instalacja lodówek społecznych w Knurowie, gdzie możesz przez cały rok niewykorzystane jedzenie oddać, by ktoś o słabszej wydolności finansowej mógł sobie je zabrać byłoby fantastyczną inicjatywą. Z powodzeniem takie miejsca działają w Gliwicach, Zabrzu czy nawet w Nieborowicach. Ludzi potrzebujących pomocy w Knurowie także nie brakuje i warto nad tym problemem się pochylić. Szacuje się, że dziennie marnujemy jedzenie w kwocie około 50 złotych za osobę. Przy czteroosobowej rodzinie roczny koszt wyrzucanego jedzenia do śmietnika może przekroczyć 2000 złotych.

W zeszłym tygodniu gruchnęła lokalnymi mediami informacja o planach likwidacji, a w zasadzie skrócenia trasy autobusowej linii 194. Od nowego roku popularna „stodziewiona” ma kursować tylko w obrębie Gliwic i Knurowa z pominięciem Czerwionki-Leszczyn. Powód? Oczywiście chodzi o pieniądze. Organizator transportu przedstawił nową, wyższą cenę dla gmin za utrzymanie danego połączenia autobusowego. Włodarze gminy Czerwionki-Leszczyn nie zgodzili się na nową stawkę i wolą porozumieć z MZK Jastrzębie-Zdrój i stworzyć nowe połączenie do Knurowa, a dokładniej do Szczygłowic. Jeśli chcesz się dostać do Knurowa czy Gliwic musisz liczyć się z przesiadką i zakupem kolejnego biletu. W czasach, gdy namawia się społeczność do wybrania autobusu zamiast samochodu ze względu na ekologię oraz koszty, robimy sami sobie „pod górkę”. Sporo mieszkańców Czerwionki-Leszczyn uczy się lub pracuje poza granicami swojego miasta. Nie zazdroszczę im sytuacji, w której się znaleźli. Teraz albo będą zmuszeni do zakupu własnego samochodu, albo będą ponosić dodatkowe koszty związane z zakupów dodatkowych biletów (obecnie system biletowy ZTM i MZK nie jest zintegrowany). W tym przypadku trudno znaleźć metodę na oszczędność. Chyba pozostaje zakupić rower i liczyć, że zima będzie łagodna. Ale chyba nikt sobie tego nie wyobraża…

Nie jest łatwo i lekko żyć w obecnych czasach. Nie zapowiada się też, by sytuacja miała się szybko poprawić. Wielu z nas będzie musiało mocno zacisnąć pasa. Będziemy żyć skromnie i intensywnie analizować nasze wydatki. Oby ten portfel przedstawiony na grafice dzisiejszego felietonu nigdy nie przedstawiał stanu naszych finansów.

To był felieton „Okiem zwykłego mieszkańca”. Bo jestem zwykłym mieszkańcem Knurowa.
Pozdrawiam, Ariel Wojdowski

Fot. Canva