akcje charytatywneGliwiceNewsyRegion

Nie ma już czasu, jest tylko rak… Błagam, uratuj życie Piotrusia!

Jak wytłumaczyć dziecku, że może umrzeć, jeśli ratunek nie przyjdzie na czas?! Piotruś ma tylko 6 lat, on jeszcze nie rozumie, czym jest śmierć… Zabójca mojego synka tkwi w jego brzuszku… Guz. Rak. Piotruś ma za sobą 3 operacje w Polsce, w trakcie których próbowano usunąć guz… Bezskutecznie. Pozostała ostatnia nadzieja – jak najszybciej musimy wyjechać do szpitala w Tubingen, gdzie postarają się usunąć guz w całości! Kończy nam się czas, za to rak z każdym dniem w rośnie siłę… Błagam o pomoc, pomóż mi ratować życie mojego dziecka!

 

Piotruś Stachowicz, 6 lat ,  nowotwór neuroblastoma IV stopnia

Od 2 lat naszym drugim domem jest oddział onkologii… Zaczęło się w maju. Dzień Matki – dla innych mam najpiękniejszy dzień w roku, dla mnie jest koszmarem, chciałabym, żeby nigdy go nie było… Wtedy się dowiedziałam, że moje ukochane dziecko, które dopiero niedawno zaczęło życie, umiera…

Piotruś zawsze był energicznym chłopcem, pełnym radości, ciekawości do świata. Żywe srebro – tak mówi się o takich dzieciach. Wtedy, w maju, coś się jednak zmieniło. Zaczął być osowiały. Nie chciał jeść. Niknął w oczach… Strasznie wymiotował. Zabrałam go do lekarza, dostaliśmy skierowanie na USG jamy brzusznej… Termin był jednak odległy. Nie chciałam czekać, poszliśmy do lekarza prywatnie, bo już wtedy czułam strach… Podejrzewałam najgorsze. Ale nie to…

W brzuszku Piotrusia był guz o wymiarach 16 na 12 centymetrów. Uciskał na trzustkę, wątrobę, nerki… Z każdym dniem, z każdą godziną odbierał mojemu synkowi życie.

 

Nie wróciliśmy już do domu. To było jak trans, jak najgorszy koszmar… Karetka do Kielc, potem do Krakowa… Powiedzieć, że życie legło w gruzach, to mało. Gdy dowiadujesz się, że Twoje dziecko umiera, kończy się wszystko. Nie ma już nic oprócz rozpaczy i strachu. Gdzieś między nimi jest tylko nadzieja. Najpierw – że to pomyłka. Badanie rozwiało jednak jakiekolwiek wątpliwości. Nowotwór złośliwy, neuroblastoma, bardzo rzadki, bardzo agresywny, bardzo trudny do wyleczenia. Śmiertelnie niebezpieczny. Atakuje tylko dzieci… Połowa chorych nie skończyła nawet dwóch lat… Połowa maluchów umiera. Rak u Piotrusia był już w IV stopniu złośliwości. Najgorszym. Najbardziej zaawansowanym. Były już przerzuty do szpiku i do kości…

Dzień Dziecka Piotruś spędził na oddziale onkologii. Tak samo wakacje. Jesień. Święta… Swoje urodziny. Patrzenie na cierpienie dziecka, wiedząc, że nie można zrobić nic, by mu pomóc, to najgorsze, co może przeżyć rodzic. Ma się wtedy ochotę krzyczeć, tłuc głową w ścianę, by zrobić cokolwiek, tak bardzo boli bezradność, myśl, że to, co najcenniejsze – życie Twojego dziecka – jest tylko w rękach Boga i lekarzy. Patrzyłam, jak Piotruś słania się na nogach, jak wymiotuje, jak chudnie, staje się cieniem siebie, zbierałam z poduszki pukle jego włosów. Chore dzieci nie są jednak słabe, to wojownicy w walce o własne życie, ich odwaga i siła zadziwia każdego dnia. Piotruś był taki sam. Przeszedł 10 cykli chemii. Potem megachemioterapię – bardzo silną chemię, truciznę, wykańczającą jego zajęty przez nowotwór szpik, a następnie przeszczep. W tym stanie nawet zwykłe przeziębienie mogło go zabić… Była też radioterapia i immunoterapia, podawanie przeciwciał, mających stymulować odporność organizmu. Znów miałam nadzieję, że jest dobrze, że się uda, że niedługo już zapomnimy o wszystkim i wrócimy do domu. Rak okazał się jednak silniejszym przeciwnikiem… Nie doceniałam go, nikt nie doceniał. Chemia podziałała jedynie na przerzuty. Miała zadziałać na guz, zmniejszyć go tak, by można było go wyciąć, by ostatecznie pozbyć się nowotworu. Nie udało się…

 

Lekarze próbowali wyciąć guz 3 razy. Ostatni raz – w styczniu. Łudziłam się, że do 3 razy sztuka… Niestety. Lekarze rozkładają ręce. Przepraszają, mówią, że nie podejmą się wycięcia całości. Guz oplata aortę i główne naczynia krwionośne. Jakikolwiek błąd zabije Piotrusia. Komórki nowotworowe w centralnej części guza są nadal aktywne… A to oznacza, że to najprawdopodobniej kwestia czasu, zanim rak zaatakuje ponownie. Zanim guz rozrośnie się – już dziś jest wielkości piąstki – i będą przerzuty… A wtedy Piotruś nie ma szans. Wszystko, co miało mu pomóc, jest już za nim… Czy 2 lata cierpienia i łez pójdą na marne?!

Błagam o pomoc, bo została jedyna szansa, jedyny ratunek. Jeden adres – szpital w Tubingen w Niemczech, gdzie wykonuje się takie skomplikowane operacje. Widzieli dokumentację medyczną Piotrusia, czekają na nas… podejmą się kolejnej operacji. Chcą usunąć całość guza. Dać mojemu synkowi szansę na życie…

Serce mi pęka, bo moje dziecko jest śmiertelnie chore, a teraz także dlatego, że nie mam jak zapłacić za jego operację, za jego życie! Dlatego błagam o pomoc, z każdym dniem maleją nasze szanse… Pomóż mi i uratuj życie mojego synka!

 

 WESPRZYJ AKCJE !