Czerwionka-LeszczynyNewsy

Czerwionka-Leszczyny: Refleksje po pożarze – Grzegorz Swinka

Dwa pożary w Czerwionce.
Wylały się gówna w wszelkich możliwych obszarach, dostało się każdemu według zasług. Emocje opadły, więc trzeba napisać o tym wszystkim w trochę innym kontekście. Pomagałem w akcji od 21 do 13 dnia następnego, z dwugodzinną przerwą, potem jeszcze przy przykrywaniu dachu na Wolności około 3 godzin. Nie chodziłem w aparatach, nie trzymałem za prądownicę. Przejechałem za to ponad 100 kilometrów w miejscu, organizując inne rzeczy. Najpierw poprowadziłem z innym strażakiem osobę poszkodowaną do karetki – jak się potem okazało był to podpalacz – sprawca wielkiej tragedii. Nie pasował mi gość, o czym rozmawiałem z moim strażakiem. Czy gdybym wiedział od razu, że to on – miałem go udusić? Miałem zawołać do gapiów, tępo patrzących na morderczą pracę strażaków, że mam sprawcę nieprawdopodobnej tragedii? Stałem trochę z boku i przy okazji myślałem nad tym co się stało.
Mam świadomość niewyobrażalnego wysiłku, potwornego niebezpieczeństwa, narażania życia, tysięcy litrów wylanej wody, wpływu tego na środowisko. Nieprawdopodobna praca strażaków, ale i policji, osób zaangażowanych w bezpośrednią pomoc. Taka akcja idzie wielowątkowo, choć ludzie o tym nie wiedzą, za to stoją, przeszkadzają, komentują, nagrywają. Dla mnie informacja o tym, że Czerwionka spłonie była strzałem w dziesiątkę – myślę sobie, że teraz wszyscy pobiegną do swoich domów i zamiast szukać taniej sensacji – przypilnują swoich domostw, obejść. Nic bardziej mylnego. Stoją, patrzą, komentują, przeszkadzają. Nic ich nie obchodzi. I komentują, jedni plotąc głupoty, inni słuchając tego dorabiają swoje teorie….i na facebooka. Na szczęście nikt nie zginał, nie odniósł żadnych obrażeń, bo jedna spadająca belka na głowie i plecach strażaka to nic. W tym samym czasie na torach w Kamieniu ginie człowiek – normalnie tragedia, teraz cisza medialna. Następnego dnia uratowany biały królik jest jak duch, wskrzeszający nadzieję na lepszą przyszłość.
Mam świadomość tragedii bardzo wielu ludzi i to w kilku obszarach. Ludzie tracą wszystko, słyszą, że jakoś to będzie. Bo jakoś to będzie. Całe rodziny w potrzebie. Są i tacy, którzy myślą o pogorzelcach, że stracili wszystko, że będą potrzebować pomocy. Tylko zbiórki mają dać efekt, a nie setki niepotrzebnych rzeczy, z którymi poszkodowani i tak nie mają co zrobić, bo mieszkają kątem u rodziny. Może na przyszłość /oby nigdy się nie powtórzyła/ skoordynować te działania, niech to będzie pomoc długofalowa do czasu, kiedy poszkodowani z powrotem zaczną bardziej normalnie żyć. Spontan to fenomenalna sprawa, dająca wiele, ale…
Czy można było uniknąć tej tragedii? Poszkodowani ludzie /fizycznie, psychicznie, finansowo/, ogromne straty dla gminy – trzeba wydać niepotrzebnie kupę szmalu, potężne koszty akcji ratowniczej, można wymieniać w nieskończoność. Czy można było uniknąć tej tragedii??? Jestem przekonany że tak. Co robimy na co dzień? Żyjemy, pracujemy, używamy życia. A życie społeczne?? Zamknięci w swoich mieszkaniach, samochodach z komórką przed oczami, sami, siebie, sobie z sobą. Ja, tu teraz – innych nie ma. Kiedy chodzimy po ulicach naszych małych ojczyzn nie patrzmy tylko pod nogi. Może warto na chwilę zatrzymać się i rozejrzeć. Może ktoś potrzebuje pomocy, może z okna mieszkania wydobywa się dym. Ktoś chodzi po klatce schodowej – nasz to, czy obcy? Może warto w końcu zareagować, bo potem nie będę mógł mieć pretensji do kogoś i udać, że nic się nie stało. Ktoś leży, czy jestem w stanie przystanąć i spróbować pomóc, czy jednak nagle patrzę w inną stronę, bo strach paraliżuje, bo jak w końcu ujrzę człowieka w potrzebie to BĘDĘ MUSIAŁ POMÓC? Jak to zrobić? Nie umiem, nie wiem jak zainicjować akcję ratowniczą? A robisz coś, żeby się dowiedzieć? A kiedy sam będziesz leżał i czekał na pomoc co wtedy pomyślisz? Jakie to fatalne społeczeństwo, znieczulica jakaś taka, wszyscy przechodzą i udają, że nie widzą, a przecież z daleka rzucam się w oczy, jak inni mogą mnie nie dostrzec.
Nagle okazuje się, że podpalacza wielu ludzi kojarzy, że ma już na koncie inne sprawki. Nikt nie skojarzył, że w jednym miejscu dzieje się tak wiele. Płoną budynki, auta, śmietniki. Trzeba było czekać, żeby wszystko nagle wielu się przypomniało, że coś jednak było nie tak, że może gdyby ktoś „doniósł, szepnął, podzielił się”, może można było tragedii zapobiec. Może, tego nie wiemy, ale na przyszłość może w końcu warto spróbować.

Emocje opadły, trzeba z tym jakoś żyć. Mam taką cichą nadzieję, że w końcu jednak te kolejne doświadczenia, które przeżywamy staną się historią pozwalającą wyciągnąć konkretne wnioski na przyszłość.

 

Jeśli jest coś do zrobienia – zróbmy to, bo jeśli będziemy myśleć, że inni to zrobią, to inni myślą, że zrobimy to my.

Czyli dalej nic z tego nie będzie.

 

/Grzegorz Swinka/